Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi RedRider z miasteczka Poznań. Mam przejechane 12028.20 kilometrów w tym 3362.83 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 24.13 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy RedRider.bikestats.pl
Dane wyjazdu:
41.00 km 40.00 km teren
02:24 h 17.08 km/h:
Maks. pr.:62.80 km/h
Temperatura:26.0
HR max:223 (114%)
HR avg:177 ( 90%)
Podjazdy:1511 m
Kalorie: 1680 kcal
Rower:

100% zabawy i satysfakcji - Złoty Stok a.d. 2012

Sobota, 5 maja 2012 · dodano: 10.05.2012 | Komentarze 1

W zeszłym roku maraton w Złotym Stoku był moim pierwszym w życiu. Przygotowania zaczęły się z... dwutygodniowym wyprzedzeniem ;-P

Bilans MEGA?
1) przejechałem!
2) miejsce: 263 / 520[b] (50%) [b], 91 / M3,
3) czas: 03:01:03 / 1:56:25

W tym roku trasa MEGA się nie zmieniła, zatem pojawiła się świetna okazja do przetestowania tego jak zmieniła się forma, przygotowywana przez zeszły rok i zimę. Sezon zeszły u Golonki zakończony miałem na poziomie ok 120 miejsca OPEN, może uda się poprawić.

Trasa w Złotym Stoku jest rewelacyjna, długie podjazdy i świetne (raz szybkie, raz techniczne) zjazdy. Jest gdzie się ścigać jest i gdzie powalczyć techniką. Nie ma decydującego aspektu: najlepiej jest i dobrze wjeżdżać i umieć dobrze zjeżdżać o czym sam się przekonałem.

Te atrakcje nie mogły zostać bez upamiętnienia. Dzięki uprzejmości Jarka miałem okazję sfilmować większą część maratonu. Wszystko było załatwiane na chypcika ale udało się. Rower poskładany, kamera naładowana i zamontowana (filmik na dole wpisu...):





Jeszcze tylko przywitanie z Rafałem Łukawski, który dojechał na parking, regulacja ciśnienia, dokręcania śrub (niestety nie wszystkich...) + ok 10 min rozgrzewki i jazda do sektoru.

Niestety zonk! 10:45 a tu wszystkie sektory już zajęte aż się tyły "wylewają"!
Zobaczyłem jednak z przodu prześwity i ruszyłem spróbować wcisnąć się przez barierkę. Na szczęście okazało się to zbyteczne. Czwarty sektor który miałem okazał się nie być ostatnim jak myślałem :-D
A kiedy już do niego wszedłem wyszło, że jestem w połowie całej grupy startującej. Nieźle. Tyle mi wystarczy.

Przy okazji w sektorze spotkałem Zbigniewa który jeździł z nami na wtorkowe rundki. Zawsze to raźniej. Zdążyliśmy wymienić kilka zdań i ruszamy!

Pamiętając zeszłoroczne korki, nie za szybko ale sukcesywnie ruszyłem do przodu aby uzyskać kilkanaście, kilkadziesiąt pozycji do góry. Udało się bo korek mnie ominął i generalnie dalej można było jechać już w miarę swobodnie, choć nie zawsze luźno:



Pierwszy siedmiokilometrowy podjazd potraktowałem na 3/4 mocy. Raz, że podjazd długi, dwa, że mimo wszystko tutaj się trzeba było rozgrzać a nie przegrzać, trzy, że przed nami były jeszcze naprawdę wymagające podjazdy i dodatkowo trudniejsze jak ten pierwszy, i w końcu cztery, że i tak udawało się sukcesywnie "łykać" kolejnych bikerów ;-P

Niestety na tym podjeździe okazało się, że (jak wspomniałem wcześniej) nie sprawdziłem jednej jakże ważnej śruby: od przedniej przeżytki. Linka się luzowała i zostały mi dwie zębatki bez blatu z perspektywą: jak naciśniesz jeszcze raz manetkę to możesz zostać już tylko z jednym przełożeniem z przodu!

Trudno, trzeba było jechać. Plan był taki, że na podjeździe nie warto się zatrzymywać ponieważ zbyt dużo można stracić. Na zjeździe wiem, że mogę kilka osób wyprzedzić łapiąc odpowiednią przewagę i dającą sobie czas na naprawę, a poza tym kończył się on bufetem gdzie była szansa, że znajdzie się ktoś z imbusami "na wierzchu" i nie trzeba będzie szukać swoich w plecaku.

Plan zadziałał! Dojechałem do bufetu i tam obsługa błyskawicznie dokręciła mi linkę. To w połączeniu ze zjedzonym żelem dało super kopa psycho-fizycznego i dalsza jazda poszła w niezłym tempie.

Kolejny podjazd udało się jechać ze wcześniejszą charakterystyką: nie za szybko ale sukcesywnie do przodu wyłapując kolejne wyższe pozycje.

Na zjeździe minąłem Magdę Hałajczak. Byłem bez przesady zdziwiony ponieważ w mojej opinii nie miałem prawa jej dogonić. Kolejny podjazd udało mi się utrzymać w jej tempie (lub jak kto woli moje tempo było jej tempem ;-P ) jednak później mimo wszystko miała o dosłownie 0,5 km/h większą prędkość co sprawiło, że odległość do niej tuż przed Borówkową co chwila ciut, ciut się powiększała.

No ale w końcu dotarłem do owej sławetnej Borówkowej, usianej tysiącami kamieni wielkości pięści i większych, ostro zakończonych, mocno wystających z ziemi oraz setkami poprzecznych korzeni wszelkiej maści. Bez amortyzatora nawet nie ma co myśleć aby tamtędy próbować przejechać. Miałem szczęście, że tym razem chroniła mnie powietrzna Reba a nie twardy Dart3 ;-P





Na tym zjeździe miałem kolejną przygodę: myślałem, że wspomniana Reba wzięła i się w środku rozleciała, bo takie luzy załapała. Zablokowanie jej nie przyniosła skutku a dalsze obserwacje wskazały, że to koło się rozluzowało na motylku. UF! Całe szczęście że to na osi a nie amor i całe szczęście, że nie przy znacznej prędkości na zjeździe i po wybiciu z jakiegoś kamienia :-D

Szybkość przejazdu była zdecydowanie większa niż w zeszłym roku, a ręce na końcu nie odpadały tak jak rok temu. Na tym też zjeździe udało mi się wyprzedzić ponownie Magdę i uzyskać przewagę pozwalającą dojechać do mety z dwuminutowym wyprzedzeniem. To było coś czego zdecydowanie się nie spodziewałem!

Przede mną był jeszcze jeden najbardziej stromy podjazd i ok 10 km ciągłej jazdy w dół. Podjazd znaczny bo ok 18-20% nachylenia, w lesie, gdzie teren wyglądał jak po zrywce drzewa: mnóstwo fragmentów kory, kawałków gałęzi i sypkiego podłoża.
Lekcje techniki odrobiłeś? Jak tak to przejdziesz, pod warunkiem, że siły na kadencję starczy ;-P

Moje lekcje były chyba dobrze odrobione na cytadelskim amfiteatrze bo dawałem radę ino trochę na kadencję zabrało... 3/4 podjazdu zaliczyłem a reszta z buta. I tak nieźle bo lepiej jak towarzysze tego podjazdu, którzy jednak wcześniej dali za wygraną i wcześniej zsiadali.

Ostatni zjazd to próba utrzymania pozycji + modlitwy aby któraś z dętek nie zawiodła, bo byłoby szkoda tak fajnego maratonu i pozycji ;-D

Na mecie czekał "złoty napój" (niestety przekazany Natalii z oczywistych względów :-( ) i jeszcze w miarę luźna sytuacja w okół myjek. Szybki porządek z bajkiem, fotka dokumentalna, posiłek i do domu:



No i najciekawsze ujęcia z trasy:



-------------------------------------------------

PODSUMOWANIE:

- MEGA OPEN: 97 / 501 (poziom w tej skali to 19,34%) [zeszły rok: 263]
- M-3: 41 [zeszły rok: 91]
- czas: 02:24:04 / 01:53:10 [najlepszy - współczynnik do jego wyniku: 1,27] [zeszły rok: 03:01:03]
- Średnia prędkość: 16,66 km/h [najlepszy 21,27 km/h]
- Średnia kadencja: 71 obr./min

------------------------------------------------------------------

WARUNKI: Super! Piękna pogoda, temperatura w okolicach 25-27*C, trasa nieznacznie wilgotna, niepyląca, z rzadkimi z mokro-błotnymi kałużami.

ROWER: poza dwiema drobnymi usterkami spisał się na medal. Amortyzator super. Lepszy byłby tylko full.

OPONY:
Przód: GEAX Saguaro 2.0 - z przerażeniem patrzyłem na tę cienką oponkę, która miała trzymać kierunek. Niestety nie miałem nic innego poza Racing Ralph 2,2 ale one nie były satysfakcjonujące. Zbytnio uciekały na zakrętach na sypkim podłożu a przez to były niebezpieczne. Na szczęście Saguaro spisała się dobrze. Bdb byłoby gdyby była szersza. Zakręty trzymała poprawnie, na trudnych technicznie zjazdach nie zawiodła.

Tył: Maxxis CROSS MARK 2.1 (w 1/4 zużycia) - nie zawiodła jako napęd aczkolwiek mogłoby być lepiej przy hamowaniu na zjazdach.

Obie opony z oceną dobry, jednak na tę trasę potrzebne jest coś szerszego, może w większym protektorem z powodu braku skutecznej przyczepności przy wyhamowywaniu z dużych prędkości na szutrach. To był praktycznie jedyny mankament.

KONDYCJA: przygotowanie pod względem diety - prawie prawidłowe. Pierwsza połowa tygodnia białkowa, 2-3 dni przed startem węglowodanowa. Organizm z dwutygodniową przerwą po ostatnim starcie dobrze zregenerowany. Dwa żele zażyte na końcówkach podjazdów (na zjeździe przed kolejnymi podjazdami miały się "wchłonąć") dały dobry poziom energii. Jedynie na ok 3/4 dystansu pojawiły się skurcze, które udało się przewalczyć.

Pulsometr: trochę gubił sygnał, trochę zawyżył też maksymalne tętno. Najprawdopodobniej bateria w nadajniku trochę słabiej już działa, trzeba będzie to sprawdzić.

Dojazd: 267 km, 3:45 h, 75 km/h średnia prędkość przy utrzymywaniu 90-100 km/h
Później przejazd do JG: 133 km, 2:20 h


Komentarze
therma1
| 16:20 czwartek, 10 maja 2012 | linkuj W końcu udało ci się zrelacjonować całość :)
Wyczerpujący opis no i...świetny wynik!
Noga podaje a i Reactionik daje radę - gratulacje :)
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa zogad
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]