Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi RedRider z miasteczka Poznań. Mam przejechane 12028.20 kilometrów w tym 3362.83 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 24.13 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy RedRider.bikestats.pl
Dane wyjazdu:
47.50 km 45.00 km teren
03:19 h 14.32 km/h:
Maks. pr.:47.70 km/h
Temperatura:25.0
HR max:196 (100%)
HR avg:177 ( 90%)
Podjazdy:1896 m
Kalorie: 2580 kcal
Rower:

MTB Marathon Karpacz 2012

Sobota, 23 czerwca 2012 · dodano: 26.06.2012 | Komentarze 0

Zapowiedzi trasy na tegoroczny Karpacz tworzyły niezłego smaka i chrapkę na tę trasę. Nie miało być lekko, zapowiedź była prosta: nie odpoczniecie na żadnym zjeździe...

Wyzwanie im szykowało się większe, tym większy banan pojawiał się na twarzy. Urósł do niebotycznych rozmiarów jak w sobotni poranek piątkowa pochmurna pogoda zamieniła się w piękną, słoneczną i ciepłą, a potęgował go fakt startu na wypożyczonym od Speca tłentinerze (ale to w osobnym wątku ;-).

Pierwsze śniadanie z rana przed dojazdem na maraton, drugie zaplanowane na 9'tą po przybyciu na miejsce. W Karpaczu to w sumie im wcześniej tym lepiej, bo przyjaznych miejsc do parkowania mało.

Miejsce się znalazło, przygotowanie poszło sprawnie zatem miałem jeszcze jakieś 40 min na spokojny rozjazd i przynajmniej częściowe wypróbowanie Speca, którego właśnie z powodów pogodowych prawie nie udało mi się dosiąść i wypróbować.

Przyszedł moment startu. Spokojne ruszenie, tym razem bez przejazdu asfaltówką przez cały Karpacz, tylko do Wilczej Poręby, ze 2 km. Zaraz za tym szykowały się szutry.

Moja trzeciosektorowa stawka nie naciskała mocno, zdecydowanie bardziej lajtowo aniżeli miało to miejsce w Piechowicach. I dobrze. Okazało się, że drugie śniadanie było ciut za duże i ciut za późno zjedzone (1,5h przed startem). Czułem ociężałość w brzuchu, napięcie mięśni w koło żołądka no i najgorsze, że nogi nie dawały tak jak głowa chciała. Poczułem, że dzisiaj coś nie jestem w formie...

Po kilku km pojawił się pierwszy singiel leśny, dość zmurszały, z rozjechaną ściółka leśną, ziemisty, a zatem mocno niepewny, tym bardziej, że poprzeplatany mnóstwem kamieni wielkości bańki 5l wody.

Tutaj zrobił się mały korek. I bardzo dobrze! Mogłem trochę odetchnąć i odpocząć. Dobrze mi to zrobiło. Po tym odcinku jazda była już lepsze.

Zaczął się najdłuższy podjazd maratonu: ok 9km do Okraju. Stawka trochę się rozluźniła, można było wrzucić "swoje tempo". Zdążyli się szybsi ale jak się potem okazało zbytnio rwący. Jedna taka dwójka raz mnie wyprzedziła (odpuściłem ich bo mieli zbyt duże tempo), raz to ich dochodziłem mimo tej samej prędkości u mnie i znowu odeszli, i znowu zwolnili. Dość nierówno i rwąco. Moje tempo w średniej wychodziło na to samo, a zrównoważona jazda poskutkowała wyprzedzeniem ich przed Okrajem i pociągnięciem do punktu szczytowego. Tam chyba zaliczyli bufet bo kiedy rozpoczął się zjazd to już ich za sobą nie widziałem.

A zjazd był.... górski :-D Stroma rynna w stoku, którą często płynie woda i ma na dnie mnóstwo luźnych kamieni. Nie było łatwo. Na szczęście moja technika pozwalała na przejechanie tego odcinka. Ponoć bardzo dużo osób tu prowadziło...
Jedyny mocno doskwierający mankament to opony Speca. Masakra: nie dość, że coś w rodzaju semi-slic to jeszcze prawie łyse. Tylne koło myszkowało nie raz.

Myślę, że gdzieś na tym etapie już tak na 90% wyczułem i zaufałem Specowi i kołom o rozmiarze 29''. Tym bardziej, że Reba dawała sobie bardzo dobrze radę.

Za tym zjazdem zacząłem wyprzedzać tyły gigowców, wyprzedzając ich pod górkę z prędkością ok 1,5-2x większą. Nie mogłem sobie wyobrazić jak oni dzisiaj chcą ukończyć GIGA w tym tempie....

Kolejny hardcor to zjazd Tabaczną ścieżką. Mało go pamiętam, zatem chyba nie było źle? ;-P

Powtórka z pierwszego singla (trasa tutaj leciała jeszcze raz), zjazd do Karpacza i pętla w kierunku Kaplicy Św. Anny.
I niby największe podjazdy, najgorsze zjazdy były już za nami... niby... Przed zjazdem z Okraju zjadłem żela, a tym razem odpuściłem właśnie myśląc, że moc mam a tutaj tak ciężko już nie będzie.

Początkowe podjazd jakoś udało się w miarę pokonać, tym bardziej że jechałem z dwoma zawodnikami, którzy wykazywali delikatnie większe pokłady mocy. Tacy to zawsze wchodzą mi na ambicje i walczę, walczę, żeby im dorównać ;-)

Później zaczęło się robić co raz gorzej. Jeden z ostatnich dłuuuugich i wyczerpujących podjazdów dobił mnie na całego. Prawda: nad wspomnianymi rywalami jednak udało mi się uzyskać przewagę ale co z tego jak w tym miejscu miałem już wszystkiego serdecznie dość? Pozostało już tylko jedno: zacisnąć zęby i kręcić młynkiem swoje, żeby nie dać się zrzucić podjazdowi z siodła i w ogóle jakoś dojechać do mety. Tutaj pierwszy raz musiałem jednak skapitulować i fragment podprowadzić. Z jednej strony ciężko, z drugiej niestety tylna zjechana opona traciła przyczepność. Poza tym nie widziałem nikogo tam jadącego. Wszyscy kapitulowali pod wpływem zmęczenia (odcinek był do podjechania na świeżości).

Kompletnie dobiła mnie jakaś czwórka kolarzy, która nie wiadomo skąd się wzięła kilkanaście metrów za mną. No nie! Jeszcze ma mnie ktoś wyprzedzać? Stwierdziłem, że "chrzanię, to... niech mnie wyprzedzają... ja mam dość, kręcę swoje i tyle...".

I znowu (o dziwo!) ta metoda okazała się dobrym rozwiązaniem. Podobnie jak przed Okrajem: ja kręciłem swoje i nagle okazało się, że ci z tyłu odpadli! Czyli długie i mocne podjazdy trzeba raz: trenować, dwa: umieć wytrzymać i utrzymać.

Na ok 3/4 tego piekielnego podjazdu przed sobą zauważyłem znaną mi koszulkę Whirpool'a. To był Tomasz Duszyński z WHIRLPOOL TEAM. Walczył do końca a ja starałem się go dogonić. Udało mi się to chyba tylko dlatego, że musiał zejść i podprowadzić. Mi udało się na szczęście utrzymać rytm.

Po tym podjeździe czekały mnie jeszcze ostatnie agrafki i zjazd łąką. Pikuś, nie? Agrafki powinienem przejechać, daję na nich radę,...



... podjazdów już nie będzie ostrych, a stroma i trawiasta łąka na końcówce dzisiaj jest sucha (w zeszłym roku była mokra a ja miałem mokro gdzie indziej z tego powodu ;-).
Pikuś pikusiem gdyby nie jeden korzonek wystający z ziemi. Pal lich, że ich tam było sporo ale ten jeden, na lekkim wzniesieniu spowodował zatrzymanie i przechyłkę na bok. Nic wielkiego gdyby nie fakt, że wybicie z rytmu pracy nóg spowodowało natychmiastowy skurcz lewego podudzia. Noga wyprostowała się błyskawicznie i stała się jednym wielkim drągiem bez czucia ;-P Musiałem pomóc sobie ręką żeby ją zgiąć i napiąć mięśnie. Pomogło... do czasu kiedy nie puściłem ;-P bo wówczas zaliczyłem kolejnego "kikuta". A tu trzeba się zbierać!! Bo mnie doganiają!! Zgięcie ponowne, kilka sekund naprężenia, próba wejścia na rower i.... "kikut"! :-D Jeszcze jedno zgięcie już w siodle i jakoś dało się po tym ruszyć.

Na mecie czekała Natalia z Agą (też sobie podczas mojej nieobecności poharcowały i pobiegały po górach ;-). Tutaj już w miarę spokojnie doszedłem do siebie i stwierdziłem, że tego drugiego żela jednak trzeba było zjeść....

A wynik? No cóż: w Wałbrzychu z jedną gumą byłem setny, a bez straty na zmianę dętki najprawdopodobniej osiemdziesiąty któryś. I tak też się tutaj spodziewałem i byłbym z tego bardzo zadowolony, tym bardziej, że plan na ten rok to było wejście właśnie do pierwszej setki u Golonki. No niestety okazało się że byłem 51 OPEN i 21 w M3 :-D

No cóż: pogoda dopisała, sprzęt się sprawił bardzo dobrze, trasa rewelacyjna, ja pozytywnie zajechany, miejsce lepsze niż spodziewane. Chyba nie trzeba pisać co to znaczy ;-)

Na koniec kilka fotek z Bikelife, pokazujących jak faktycznie wyglądały techniczne odcinki trasy:

--------------------------------------

PODSUMOWANIE:

- MEGA OPEN: 51 / 398 (poziom w tej skali to 12,8%) [zeszły rok: 130]
- M-3: 21
- czas: 03:19:39 / 02:35:52 [najlepszy - współczynnik do jego wyniku: 1,28]
- Średnia prędkość: 14,3 km/h [najlepszy 17,44 km/h]

WARUNKI: Idealne, piękna pogoda, nie za ciepło, nie za sucho.

ROWER: 29'' Specialized'a, 11,1 kg, wrażenia bardzo dobre. Relacja w osobnym wpisie.


--------------------------------------

Na koniec kilka fotek z Bikelife, pokazujących jak faktycznie wyglądały techniczne odcinki trasy:








Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa sciuz
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]