Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi RedRider z miasteczka Poznań. Mam przejechane 12028.20 kilometrów w tym 3362.83 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 24.13 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy RedRider.bikestats.pl
Dane wyjazdu:
61.10 km 55.00 km teren
03:09 h 19.40 km/h:
Maks. pr.:67.00 km/h
Temperatura:14.0
HR max:193 ( 97%)
HR avg:173 ( 87%)
Podjazdy:1800 m
Kalorie: 2470 kcal
Rower:Kuba :-)

Niby wszystko znane, a sporo zaskoczeń... Bike Maraton Karpacz 2012

Sobota, 22 września 2012 · dodano: 25.09.2012 | Komentarze 0

Karpacz, Karpacz, Karpacz... ponoć to wiele znaczy w środowisku MTB. Dla mnie to po prostu część Karkonoszy, w których się wychowałem i które praktycznie całe przejechałem wzdłuż i wszerz (dosłownie), więc nic nie powinno być zaskoczeniem. Tym bardziej, że już 3 różne wyścigi w Karpaczu zaliczyłem. Ten miał być czwartym.
Bylem przygotowany zarówno na długie dwa podjazdy, jak i na trudne technicznie zjazdy. Zatem - teoretycznie - nimby nic nowego.

Końcówka września w górach wcale nie musi być przyjemna. W Tatrach spadł już śnieg i bardzo obawiałem się tego jaka będzie pogoda na tej edycji BikeMaratonu. Do 10*C jeszcze byłoby ok, byleby nie padało.
Pobudka w sobotę rano, w Cieplicach (dzielnica JG). O okno miarowo uderzają krople deszczu... Prawie załamka. Jeśli dalej tak pójdzie, to nieprzyjemne wyziębienie na trasie murowane :-/
No nic, trzeba się zbierać: śniadanie, pakowanie do auta, wyjazd... Po drodze widzę, że gęsta chmura, z której padało, przechodzi na wschód, a na zachodzie dość mocno się przejaśnia. Jest zatem jakaś szansa...

Rozpoczynam od ubrania długich, lekko ocieplanych spodni, koszulki termoaktywnej z długim rękawem i bluzy. Słońce jednak coraz bardziej wychodziło i ostatecznie grzeje cały stadion. Ostatecznie zostaje standardowy ubiór: na krótko.
Przed startem spotykam jeszcze znajome twarze z ESKI: Jasia, i dwóch Tomków (Pawelca i Czerniaka). Później w sektorze startowym jeszcze Rafała. Gadka szmatka, jak to przed startem i ruszamy.

Przed nami 4 km asfaltu i ok 250m w górę, gdzie czołówka może narzucić zbyt silne tempo więc mam w pamięci aby starać się w miarę mocno choć równo oszczędzając siły. I nie jest źle: udaje mi się w miarę równo ciągnąć nawet ciut wyprzedzać.

Asfalt w miarę szybko się kończy, nie jestem zajechany. Wjazd w las i szybkie szutry z ostrymi zakrętami. O ile Maxxis Crossmark na tyle spisuje się świetnie (mimo sporego już zużycia), o tyle na przodzie Geax Saguaro nie trzyma na tyle na ile bym się spodziewał. Trudno, nie czas o tym teraz deliberować.

Zaraz za tymi szutrami na ok 7 km trasy rozpoczyna się szlak pieszy, węższy, usłany kamieniami i prowadzący lekko pod górkę. Na plecach czuję, że ktoś kto jest za mną jest mocniejszy i zaraz lepiej pociągnie niż ja, więc rzucam krótkie hasło "dawaj" jednocześnie robiąc mu z boku miejsce. Jak tylko się ze mną zrównał, patrzę i ... wołam "O!! Glon!!" :-D

I w tym momencie nie wiem co się stało: czy nie zauważyłem czegoś, czy mi koło zjechało i się przekręciło, czy coś innego. Za to wiem czym to poskutkowało: piękną glebą, porządnym walnięciem rowerem o ziemię, obiciem nóg oraz stłuczeniem przedramienia tuż za łokciem. W tym czasie wyminął mnie Rafał.
Szybkie zebranie się i podniesienie roweru. Nie ma czasu na zatrzymywanie, oglądanie wszystkiego i sprawdzanie czy nie ma defektu w sprzęcie lub złamania u mnie. Widząc, że kierownica jest prosto podbiegam kilka metrów na wypłaszczenie, żeby łatwiej ruszyć, wskakuję na rower i empirycznie podczas jazdy zaczynam testować wszelkie systemy pokładowe ;-D
Mięsień w ręce boli, ale mogę nią spokojnie ruszać i trzymać kierownicę - może nie jest źle, choć mam spore skaleczenie w okolicach łokcia.
Rower jedzie i zmienia biegi, nic nie lata - zatem wstępna diagnoza wskazuje, że da się na tym zestawie sprzętowo-mięśniowym dalej jeszcze pojechać.
Jedynie patrzę jak skóra przy łokciu - jest podniesiona, a z niej żywo sączy się krew i ścieka dwoma czy trzema szerokimi strużkami w kierunku rękawiczki. Nie takie rzeczy się widziało na maratonach więc i ja chyba przeżyję bez zatrzymywania do mety, choć już przypuszczam, że na 95% nie ominie mnie szycie...

Moja wywrotka była na lekkim podjeździe, a tu zaraz zaczynają się zjazd, który jest dość trudny technicznie: w miarę stromy, wąski oraz usiany gęsto sporymi kamieniami, między którymi trzeba nieźle lawirować lub umiejętnie je przejeżdżać. Przed sobą ale za Rafałem widzę ze dwa OTB'y innych bikerów. Wesoło to tam nie było, bo przy tej drugiej wywrotce ci co byli z tyłu, bądź to powpadali na pechowca, bądź próbując się ratować podczas hamowania sami zaliczyli gleby. Mi na szczęście udaje się sprawnie ich wyminąć:



Lekcje z czasów młodości na podobnych ścieżkach w okolicach nie poszły na marne :-D

Udaje mi się za moment dojechać do Rafała. Czuję się pewnie więc widząc możliwość wyminięcia podejmuję manewr wyprzedzania. Rafał zostaje za mną, ja lecę dalej próbując utrzymywać w zasięgu wzroku Glona i może jeszcze go dogonić.
Ale Glon, jak to Glon... pojechał swoje i tyle było go widać ;-P

Zaczynają się podjazdy, ktoś siada mi na ogon. Ja trzymam swoje tempo. Krótko po tym słyszę ostry syk, na szczęście nie u mnie, tylko u tego za mną. Ale czuję że dalej jedzie, więc z ciekawości oglądam się kto to, a tu okazało się, że to Rafał. I to jemu tak syknęło. Jak się okazało nie spostrzegł swojego "ubytku" ale w końcu się zorientował i zwolnił aby to sprawdzić. Już na mecie dowiedziałem się, że laczek był jednak skuteczny, bo ubytek ciśnienia sprawił, że Rafał się wycofał i wrócił tylko na start.

Od tego momentu trasa zrobiła się pod względem ścigania już bardziej monotonna: niewiele było osób, z którymi można było rywalizować. Albo ktoś uciekał dalej albo zostawał. Na szczęście trasa sama w sobie była ciekawa. Można wręcz powiedzieć: nie to co u Grabka :-D Podjazdy często przeplatały się z z technicznymi odcinkami, wąskim szlakami gdzie jedzie się prawdziwe MTB. Jeśli brakowało już takich sekcji to pojawiały się podjazdy. To była wręcz szachownica zróżnicowanych odcinków, gdzie każdy mógł znaleźć coś dla siebie.

Ale wracając do relacji: przed Zachełmiem na ok 25 km trasy niespodziewanie pojawiają się symptomy skurczów. Nie dość że za wcześnie, to nie potrafię zdiagnozować dlaczego. Bo i dobrze się odżywiałem na kilka dni przed startem, i w miarę nieźle nawodniłem, i wypoczęty też byłem, i po starcie płyny też prawidłowo uzupełniałem. Nic, pozostawała jedna opcja: podjazdy jak najbardziej miękko zachowując maksymalną możliwą prędkość oraz nadzieja, że dwa najtrudniejsze podjazdy nie wywołają jednak skurczowego armagedonu w moich nogach....

Za Zachełmiem rywalizowałem z dwoma bikerami z jednego teamu: jeden słabszy przede mną był na moim celowniku; drugi, silniejszy leciał za nami. Ten silniejszy wyprzedził mnie i dał zmianę temu słabszemu. Na szczęście mi również udało się ich dojechać i podłączyć. We dwójkę byli trochę silniejsi więc złapali spory dystans.

Później okazało się, że ten silniejszy odjechał, a słabszy znowu został sam. Dzięki temu "łyknąłem" słabszego na podjeździe na Dwa Mosty. Tam też dojechał mnie biker jadący ok 2-3 km szybciej. Skorzystałem z okazji i podłączyłem się. Przed końcem podjazdu wykrzesałem z siebie trochę sił i dałem też zmianę, a na górze podziękowałem za jazdę.

Dojazd do podstawy Chomontowej jechaliśmy w miarę równo, choć w pewnym odstępie. Na Chomontowej musiał się z jakiegoś powodu zatrzymać. Zrównałem się z nim, potwierdziłem jego wątpliwość czy jesteśmy na MEGA i za chwilę jak ruszyły, powoli patrzyłem jak zaczyna się oddalać.

Niestety i w tym roku Chomontowa dała mi porządnie w kość. Generalnie byłem do niej przygotowany (fizycznie i psychicznie) nie mniej jednak był on dość wyczerpujący. Spodziewałem się lepszego przejazdu tym odcinkiem, a jechałem tak jak rok temu - ok 8 km/h. Trudno powiedzieć co było przyczyną: czy niejako mniejsza dyspozycja organizmu (tak jak skurcze wcześniej), czy może też temperatura w okolicach 12*C. Co ciekawsze po zjeździe z Chomontowej źle już nie było i miałem sporo sił do jazdy. Tak czy siak czegoś w przygotowaniu do tego maratonu zabrakło...

Na zjeździe z Chomontowej zielonym do Borowic kolejny raz doceniłem rolę dobrej amortyzacji. Na szczęście bez większych problemów udało się przejechać i od czasu do czasu zaliczyć banana z powodu fajnej trasy:



Przede mną był jeszcze jeden wymagający podjazd lasem, w miarę płaski odcinek oraz ostatni "strzał" w górę tuż przed metą. Ponieważ trasę dobrze znałem i wiedziałem co i gdzie mnie czeka, to nie zwracałem zbytniej uwagi na liczniki ale oczywiście znowu wskazania organizatora nijak miały się do tego co przejechałem.



Reasumując: trasę w 90% znałem ponieważ przejeżdżałem te odcinki już wiele razy. Z drugiej strony taka oczywistość jak Chomonotowa i tak dała bardziej w kość aniżeli się spodziewałem. Kolejnym zaskoczeniem były symptomy skurczy już w połowie trasy, choć powinny się pojawić nie wcześniej jak gdzieś pod koniec. Bardziej liczyłem na okolice miejsca siódmego chociaż dziesiąte w M3 też daje mi sporo satysfakcji.
Były też pozytywne zaskoczenia: cały odcinek asfaltowy od startu przejechałem przed kolegami z naszej poznańskiej ekipy. Spodziewałem się że to raczej ja chociaż będę próbował im dorównywać.

PS
I faktycznie, skończyło się na 4 szwach na łapie ;-P

--------------------------------------------

PODSUMOWANIE:

- MEGA OPEN: 22 / 245 [zeszły rok: 84 OPEN / 136 M3]
- M-3: 10
- czas: 03:09:27 / 02:39:09 [najlepszy - współczynnik do jego wyniku: 1,18]
- Średnia prędkość: 19,3 km/h [najlepszy 23,01 km/h]
- Średnia kadencja: 74 obr./min

WARUNKI: jak na tę porę roku dobrze: zaczęło się od ciepłego słońca, kończyło na 12*C z zachmurzonym niebem, jednak zestaw "na krótko" był dobrym wyborem.

ROWER: bez zastrzeżeń

OPONY: Maxxis CrossMark tył - w 1/2 - 1/3 zużyty a mimo to nie przypominam sobie aby gdziekolwiek dałby choć cień symptomu nietrzymania podłoża. Potwierdza się, że jest to dobra opona napędowa.

Geax Sagurao - nooo ta czasami z przodu myszkowała na luźniejszym podłożu. Na twardym ok, na miękkim lepiej żeby była z tyłu ;-P

KONDYCJA: wspomniany 25'ty km i symptomy skurczów. Generalnie nie było źle choć spodziewałem się lepiej. Sądzę, że zabrakło na 2 tyg. przed startem jakiś mocniejszych i twardszych treningów

--------------------------------------------


Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa iniec
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]