Info

Więcej o mnie.


Wykres roczny

Archiwum bloga
- 2015, Sierpień1 - 0
- 2014, Czerwiec2 - 0
- 2014, Maj1 - 0
- 2014, Marzec1 - 0
- 2013, Wrzesień9 - 1
- 2013, Sierpień16 - 1
- 2013, Lipiec11 - 3
- 2013, Czerwiec15 - 9
- 2013, Maj21 - 1
- 2013, Kwiecień13 - 0
- 2013, Marzec10 - 1
- 2013, Luty8 - 0
- 2013, Styczeń12 - 1
- 2012, Grudzień6 - 2
- 2012, Listopad7 - 0
- 2012, Październik6 - 0
- 2012, Wrzesień15 - 2
- 2012, Sierpień21 - 8
- 2012, Lipiec24 - 5
- 2012, Czerwiec20 - 0
- 2012, Maj19 - 4
- 2012, Kwiecień20 - 7
- 2012, Marzec13 - 0
- 2012, Luty6 - 0
- 2012, Styczeń8 - 1
- 2011, Grudzień5 - 0
- 1991, Kwiecień1 - 3
Dane wyjazdu:
52.00 km
47.00 km teren
02:49 h
18.46 km/h:
Maks. pr.:52.00 km/h
Temperatura:
HR max:183 ( 92%)
HR avg:163 ( 82%)
Podjazdy:1500 m
Kalorie: 1900 kcal
Rower:Treningowy
Bike Adventure 2013 - etap IV (kraaa... kraaa... kraaaa..)
Niedziela, 7 lipca 2013 · dodano: 09.07.2013 | Komentarze 0
I - przemielony tylni napędII - bez pulsometru bo się pasek zapodział
III - bez licznika bo go na drugim etapie zgubiłem, a ostatnie 100 m na snejku...
IV - i tak przed startem myślałem sobie: codziennie coś to cóż dziś?
...
Dziś dopisała pogoda: słońce zaczęło ładnie świecić, cumulusy na niebie zapowiadały brak deszczu.
Start z tego samego miejsca ale tłoczno już się dość wcześnie zrobiło. Prawie w rowie stałem. Szukałem Michała i Bartka. Bartek przybył i stanął w rowie obok mnie. Michał ponoć już na przodzie był.
Start dość zachowawczo, jak wczoraj: żwawo ale z umiarem. Bartek narzuca to tempo, a ja wiedząc jak jedzie początki mogę śmiało próbować mu dorównać i utrzymać jego koło, nie bojąc się o zajechanie już na początku. I dzisiaj ciągnie tak dość długo, przynajmniej kilka ładnych minut, starając się utrzymywać rywali na widoku. Kiedy w pewnym momencie lekko zwalnia, utrzymuję swoje tempo i wskakuję na przód. Zerkam czy się trzyma i widzę, że ciągniemy caaaałkiem niezły pociąg ;-)
Jeszcze moment i nastała ta chwila. Chwila bezpośrednio związana z tytułowym krakaniem... W przednim kole na dętce nastąpiło rozszczelnienie. Dokładnie tak: rozszczelnienie a nie przebicie... Żebym chociaż porządnego kapcia złapał :-D
No nic. Po przerwie na wymianę przywdziałem gustowne szeleczki ze starej dętki i ruszyłem dalej próbując w myślach rozważyć: co teraz?
Wyniku już nie zrobię więc niby spinać się nie muszę. Ale stratę łatwo policzyć z licznika, co może dać jakąś tam informację na temat dzisiejszego przejazdu. Z drugiej strony (i to było chyba największym motywatorem) pomyślałem, że jeszcze nie wszystko stracone jeśli chodzi o wynik drużynowy, więc ruszyłem na tyle mocno na ile było to możliwe, pracując i na podjazdach i na zjazdach.
Zaczęło się więc sukcesywne nadrabianie pozycji i wyprzedzanie najpierw uczestników FAN'u a później wersji PRO trasy.
Po drodze mijam Janusza Dziemidowicza, z naszego teamu, dzięki któremu to mogliśmy w ogóle nadal być brani pod uwagę w generalce drużynowej. To on w pierwszym etapie (po moim defekcie) spełnił rolę trzeciego koniecznego uczestnika branego pod uwagę do punktacji.

Pytam się o formę (czwarty start z rzędu może nie być łatwy) ale słysząc, że bez najmniejszych problemów i sukcesywnie prze do przodu, ciszę się z jego dyspozycji i ruszam dalej.
Do samego końca już niewiele się wydarzy. Walczę jedynie o kolejne miejsca próbując dochodzić kolejnych pojawiających się na horyzoncie nowych kolarzy. I na szczęście do samego końca udaje się wszystkie takie "namierzone" cele zrealizować ;-)
Przed metą zaliczam jeszcze OTB i porządnie obijam lewą nogę. Na szczęście bez większych konsekwencji poza bólem.

Trasa mimo, że stosunkowo szutrowa i płaska była ciekawa. Błota tym razem w ogóle nie było... poza odcinkami gdzie dominowało :-D, czyli jak do tej pory na każdym etapie.

Co do reszty drużyny: Michał tradycyjnie w czubie + powtórka z wtorku i zerwany łańcuch. Mimo to zajął drugie miejsce w M2, 6 w OPEN i utrzymał pierwszą pozycję w generalce M2. Nie ma na niego bata nawet jak łapie defekty ;-)

Bartek dojechał bez większych problemów zajmując też wysokie, czwarte miejsce w M2. Na ostatnich metrach przed tunelem, gdzie błoto sięga wręcz po osie i jest nieprzewidywalne, łapał rower i "z buta" ruszyły uzyskując 4 pozycje wyżej. To się nazywa walka do końca :-D
Niestety głównie z powodu mojego kapcia lądujemy na czwartym miejscu tej edycji jako drużyna i tak samo w generalce. Trudno, może następnym razem sprzęt będzie mniej zawodny bo spokojnie mogliśmy walczyć razem o drugą lub trzecią lokatę.
Kategoria Fotosos, Maratony 2013