Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi RedRider z miasteczka Poznań. Mam przejechane 12028.20 kilometrów w tym 3362.83 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 24.13 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy RedRider.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w miesiącu

Wrzesień, 2012

Dystans całkowity:769.70 km (w terenie 206.00 km; 26.76%)
Czas w ruchu:29:53
Średnia prędkość:25.76 km/h
Maksymalna prędkość:67.00 km/h
Suma podjazdów:3300 m
Maks. tętno maksymalne:199 (100 %)
Maks. tętno średnie:176 (88 %)
Suma kalorii:18184 kcal
Liczba aktywności:15
Średnio na aktywność:51.31 km i 1h 59m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
127.00 km 0.00 km teren
04:08 h 30.73 km/h:
Maks. pr.:46.00 km/h
Temperatura:22.0
HR max:191 ( 96%)
HR avg:162 ( 81%)
Podjazdy: m
Kalorie: 2930 kcal

Szosa, kierunek Wronki i Oborniki

Sobota, 29 września 2012 · dodano: 29.09.2012 | Komentarze 0

A taka sobie traska (wyszło na to że najdłuższa w tym roku...):



Od Oborniki mordewind... z trudem można było utrzymać średnią powyżej 30 km/h
Pogoda super!


Dane wyjazdu:
35.60 km 10.00 km teren
01:32 h 23.22 km/h:
Maks. pr.:43.00 km/h
Temperatura:20.0
HR max:189 ( 95%)
HR avg:138 ( 69%)
Podjazdy: m
Kalorie: 885 kcal
Rower:Kuba :-)

Ostatnia wtorkowa runda w tym roku.

Wtorek, 25 września 2012 · dodano: 25.09.2012 | Komentarze 0

Ostatnia wtorkowa runda. Frekwencja mało satysfakcjonująca: Rafał, Tomek Czerniak, Krzysiu + ja...

Kad. 73


Dane wyjazdu:
61.10 km 55.00 km teren
03:09 h 19.40 km/h:
Maks. pr.:67.00 km/h
Temperatura:14.0
HR max:193 ( 97%)
HR avg:173 ( 87%)
Podjazdy:1800 m
Kalorie: 2470 kcal
Rower:Kuba :-)

Niby wszystko znane, a sporo zaskoczeń... Bike Maraton Karpacz 2012

Sobota, 22 września 2012 · dodano: 25.09.2012 | Komentarze 0

Karpacz, Karpacz, Karpacz... ponoć to wiele znaczy w środowisku MTB. Dla mnie to po prostu część Karkonoszy, w których się wychowałem i które praktycznie całe przejechałem wzdłuż i wszerz (dosłownie), więc nic nie powinno być zaskoczeniem. Tym bardziej, że już 3 różne wyścigi w Karpaczu zaliczyłem. Ten miał być czwartym.
Bylem przygotowany zarówno na długie dwa podjazdy, jak i na trudne technicznie zjazdy. Zatem - teoretycznie - nimby nic nowego.

Końcówka września w górach wcale nie musi być przyjemna. W Tatrach spadł już śnieg i bardzo obawiałem się tego jaka będzie pogoda na tej edycji BikeMaratonu. Do 10*C jeszcze byłoby ok, byleby nie padało.
Pobudka w sobotę rano, w Cieplicach (dzielnica JG). O okno miarowo uderzają krople deszczu... Prawie załamka. Jeśli dalej tak pójdzie, to nieprzyjemne wyziębienie na trasie murowane :-/
No nic, trzeba się zbierać: śniadanie, pakowanie do auta, wyjazd... Po drodze widzę, że gęsta chmura, z której padało, przechodzi na wschód, a na zachodzie dość mocno się przejaśnia. Jest zatem jakaś szansa...

Rozpoczynam od ubrania długich, lekko ocieplanych spodni, koszulki termoaktywnej z długim rękawem i bluzy. Słońce jednak coraz bardziej wychodziło i ostatecznie grzeje cały stadion. Ostatecznie zostaje standardowy ubiór: na krótko.
Przed startem spotykam jeszcze znajome twarze z ESKI: Jasia, i dwóch Tomków (Pawelca i Czerniaka). Później w sektorze startowym jeszcze Rafała. Gadka szmatka, jak to przed startem i ruszamy.

Przed nami 4 km asfaltu i ok 250m w górę, gdzie czołówka może narzucić zbyt silne tempo więc mam w pamięci aby starać się w miarę mocno choć równo oszczędzając siły. I nie jest źle: udaje mi się w miarę równo ciągnąć nawet ciut wyprzedzać.

Asfalt w miarę szybko się kończy, nie jestem zajechany. Wjazd w las i szybkie szutry z ostrymi zakrętami. O ile Maxxis Crossmark na tyle spisuje się świetnie (mimo sporego już zużycia), o tyle na przodzie Geax Saguaro nie trzyma na tyle na ile bym się spodziewał. Trudno, nie czas o tym teraz deliberować.

Zaraz za tymi szutrami na ok 7 km trasy rozpoczyna się szlak pieszy, węższy, usłany kamieniami i prowadzący lekko pod górkę. Na plecach czuję, że ktoś kto jest za mną jest mocniejszy i zaraz lepiej pociągnie niż ja, więc rzucam krótkie hasło "dawaj" jednocześnie robiąc mu z boku miejsce. Jak tylko się ze mną zrównał, patrzę i ... wołam "O!! Glon!!" :-D

I w tym momencie nie wiem co się stało: czy nie zauważyłem czegoś, czy mi koło zjechało i się przekręciło, czy coś innego. Za to wiem czym to poskutkowało: piękną glebą, porządnym walnięciem rowerem o ziemię, obiciem nóg oraz stłuczeniem przedramienia tuż za łokciem. W tym czasie wyminął mnie Rafał.
Szybkie zebranie się i podniesienie roweru. Nie ma czasu na zatrzymywanie, oglądanie wszystkiego i sprawdzanie czy nie ma defektu w sprzęcie lub złamania u mnie. Widząc, że kierownica jest prosto podbiegam kilka metrów na wypłaszczenie, żeby łatwiej ruszyć, wskakuję na rower i empirycznie podczas jazdy zaczynam testować wszelkie systemy pokładowe ;-D
Mięsień w ręce boli, ale mogę nią spokojnie ruszać i trzymać kierownicę - może nie jest źle, choć mam spore skaleczenie w okolicach łokcia.
Rower jedzie i zmienia biegi, nic nie lata - zatem wstępna diagnoza wskazuje, że da się na tym zestawie sprzętowo-mięśniowym dalej jeszcze pojechać.
Jedynie patrzę jak skóra przy łokciu - jest podniesiona, a z niej żywo sączy się krew i ścieka dwoma czy trzema szerokimi strużkami w kierunku rękawiczki. Nie takie rzeczy się widziało na maratonach więc i ja chyba przeżyję bez zatrzymywania do mety, choć już przypuszczam, że na 95% nie ominie mnie szycie...

Moja wywrotka była na lekkim podjeździe, a tu zaraz zaczynają się zjazd, który jest dość trudny technicznie: w miarę stromy, wąski oraz usiany gęsto sporymi kamieniami, między którymi trzeba nieźle lawirować lub umiejętnie je przejeżdżać. Przed sobą ale za Rafałem widzę ze dwa OTB'y innych bikerów. Wesoło to tam nie było, bo przy tej drugiej wywrotce ci co byli z tyłu, bądź to powpadali na pechowca, bądź próbując się ratować podczas hamowania sami zaliczyli gleby. Mi na szczęście udaje się sprawnie ich wyminąć:



Lekcje z czasów młodości na podobnych ścieżkach w okolicach nie poszły na marne :-D

Udaje mi się za moment dojechać do Rafała. Czuję się pewnie więc widząc możliwość wyminięcia podejmuję manewr wyprzedzania. Rafał zostaje za mną, ja lecę dalej próbując utrzymywać w zasięgu wzroku Glona i może jeszcze go dogonić.
Ale Glon, jak to Glon... pojechał swoje i tyle było go widać ;-P

Zaczynają się podjazdy, ktoś siada mi na ogon. Ja trzymam swoje tempo. Krótko po tym słyszę ostry syk, na szczęście nie u mnie, tylko u tego za mną. Ale czuję że dalej jedzie, więc z ciekawości oglądam się kto to, a tu okazało się, że to Rafał. I to jemu tak syknęło. Jak się okazało nie spostrzegł swojego "ubytku" ale w końcu się zorientował i zwolnił aby to sprawdzić. Już na mecie dowiedziałem się, że laczek był jednak skuteczny, bo ubytek ciśnienia sprawił, że Rafał się wycofał i wrócił tylko na start.

Od tego momentu trasa zrobiła się pod względem ścigania już bardziej monotonna: niewiele było osób, z którymi można było rywalizować. Albo ktoś uciekał dalej albo zostawał. Na szczęście trasa sama w sobie była ciekawa. Można wręcz powiedzieć: nie to co u Grabka :-D Podjazdy często przeplatały się z z technicznymi odcinkami, wąskim szlakami gdzie jedzie się prawdziwe MTB. Jeśli brakowało już takich sekcji to pojawiały się podjazdy. To była wręcz szachownica zróżnicowanych odcinków, gdzie każdy mógł znaleźć coś dla siebie.

Ale wracając do relacji: przed Zachełmiem na ok 25 km trasy niespodziewanie pojawiają się symptomy skurczów. Nie dość że za wcześnie, to nie potrafię zdiagnozować dlaczego. Bo i dobrze się odżywiałem na kilka dni przed startem, i w miarę nieźle nawodniłem, i wypoczęty też byłem, i po starcie płyny też prawidłowo uzupełniałem. Nic, pozostawała jedna opcja: podjazdy jak najbardziej miękko zachowując maksymalną możliwą prędkość oraz nadzieja, że dwa najtrudniejsze podjazdy nie wywołają jednak skurczowego armagedonu w moich nogach....

Za Zachełmiem rywalizowałem z dwoma bikerami z jednego teamu: jeden słabszy przede mną był na moim celowniku; drugi, silniejszy leciał za nami. Ten silniejszy wyprzedził mnie i dał zmianę temu słabszemu. Na szczęście mi również udało się ich dojechać i podłączyć. We dwójkę byli trochę silniejsi więc złapali spory dystans.

Później okazało się, że ten silniejszy odjechał, a słabszy znowu został sam. Dzięki temu "łyknąłem" słabszego na podjeździe na Dwa Mosty. Tam też dojechał mnie biker jadący ok 2-3 km szybciej. Skorzystałem z okazji i podłączyłem się. Przed końcem podjazdu wykrzesałem z siebie trochę sił i dałem też zmianę, a na górze podziękowałem za jazdę.

Dojazd do podstawy Chomontowej jechaliśmy w miarę równo, choć w pewnym odstępie. Na Chomontowej musiał się z jakiegoś powodu zatrzymać. Zrównałem się z nim, potwierdziłem jego wątpliwość czy jesteśmy na MEGA i za chwilę jak ruszyły, powoli patrzyłem jak zaczyna się oddalać.

Niestety i w tym roku Chomontowa dała mi porządnie w kość. Generalnie byłem do niej przygotowany (fizycznie i psychicznie) nie mniej jednak był on dość wyczerpujący. Spodziewałem się lepszego przejazdu tym odcinkiem, a jechałem tak jak rok temu - ok 8 km/h. Trudno powiedzieć co było przyczyną: czy niejako mniejsza dyspozycja organizmu (tak jak skurcze wcześniej), czy może też temperatura w okolicach 12*C. Co ciekawsze po zjeździe z Chomontowej źle już nie było i miałem sporo sił do jazdy. Tak czy siak czegoś w przygotowaniu do tego maratonu zabrakło...

Na zjeździe z Chomontowej zielonym do Borowic kolejny raz doceniłem rolę dobrej amortyzacji. Na szczęście bez większych problemów udało się przejechać i od czasu do czasu zaliczyć banana z powodu fajnej trasy:



Przede mną był jeszcze jeden wymagający podjazd lasem, w miarę płaski odcinek oraz ostatni "strzał" w górę tuż przed metą. Ponieważ trasę dobrze znałem i wiedziałem co i gdzie mnie czeka, to nie zwracałem zbytniej uwagi na liczniki ale oczywiście znowu wskazania organizatora nijak miały się do tego co przejechałem.



Reasumując: trasę w 90% znałem ponieważ przejeżdżałem te odcinki już wiele razy. Z drugiej strony taka oczywistość jak Chomonotowa i tak dała bardziej w kość aniżeli się spodziewałem. Kolejnym zaskoczeniem były symptomy skurczy już w połowie trasy, choć powinny się pojawić nie wcześniej jak gdzieś pod koniec. Bardziej liczyłem na okolice miejsca siódmego chociaż dziesiąte w M3 też daje mi sporo satysfakcji.
Były też pozytywne zaskoczenia: cały odcinek asfaltowy od startu przejechałem przed kolegami z naszej poznańskiej ekipy. Spodziewałem się że to raczej ja chociaż będę próbował im dorównywać.

PS
I faktycznie, skończyło się na 4 szwach na łapie ;-P

--------------------------------------------

PODSUMOWANIE:

- MEGA OPEN: 22 / 245 [zeszły rok: 84 OPEN / 136 M3]
- M-3: 10
- czas: 03:09:27 / 02:39:09 [najlepszy - współczynnik do jego wyniku: 1,18]
- Średnia prędkość: 19,3 km/h [najlepszy 23,01 km/h]
- Średnia kadencja: 74 obr./min

WARUNKI: jak na tę porę roku dobrze: zaczęło się od ciepłego słońca, kończyło na 12*C z zachmurzonym niebem, jednak zestaw "na krótko" był dobrym wyborem.

ROWER: bez zastrzeżeń

OPONY: Maxxis CrossMark tył - w 1/2 - 1/3 zużyty a mimo to nie przypominam sobie aby gdziekolwiek dałby choć cień symptomu nietrzymania podłoża. Potwierdza się, że jest to dobra opona napędowa.

Geax Sagurao - nooo ta czasami z przodu myszkowała na luźniejszym podłożu. Na twardym ok, na miękkim lepiej żeby była z tyłu ;-P

KONDYCJA: wspomniany 25'ty km i symptomy skurczów. Generalnie nie było źle choć spodziewałem się lepiej. Sądzę, że zabrakło na 2 tyg. przed startem jakiś mocniejszych i twardszych treningów

--------------------------------------------

Dane wyjazdu:
21.00 km 0.00 km teren
01:08 h 18.53 km/h:
Maks. pr.:38.00 km/h
Temperatura:23.0
HR max:199 (100%)
HR avg:149 ( 75%)
Podjazdy: m
Kalorie: 160 kcal
Rower:Kuba :-)

Cytadela

Wtorek, 18 września 2012 · dodano: 18.09.2012 | Komentarze 0

Pętelki XC:
1) 9:27
2) 9:20

Śr. kad. 63
Kategoria Pętla Cytadela


Dane wyjazdu:
47.70 km 0.00 km teren
01:56 h 24.67 km/h:
Maks. pr.:39.00 km/h
Temperatura:20.0
HR max:169 ( 85%)
HR avg:120 ( 60%)
Podjazdy: m
Kalorie: 870 kcal
Rower:Kuba :-)

Rozjazd

Niedziela, 16 września 2012 · dodano: 16.09.2012 | Komentarze 0

Rozjazd i pogaduchy z Jarkiem i Mateuszem.


Dane wyjazdu:
59.00 km 55.00 km teren
02:36 h 22.69 km/h:
Maks. pr.:54.70 km/h
Temperatura:
HR max:191 ( 96%)
HR avg:176 ( 88%)
Podjazdy:1200 m
Kalorie: 2000 kcal
Rower:Kuba :-)

BM Polanica-Zdrój - Powtórka z ....

Sobota, 15 września 2012 · dodano: 15.09.2012 | Komentarze 0

Do Polanicy wybierałem się z zamiarem podregulowania punktacji do generalki. Gdyby nie laczek w Szklarskiej, nie byłoby mnie dzisiaj w tym uzdrowisku.
Chciałem jednak podreperować punktację, tym bardziej że w tym czasie były inne imprezy, które mogły "wchłonąć" do siebie co silniejsze osobniki ;-P

Do wyjazdu dołączył się Emil. Start sobota rano. Na miejscu jesteśmy planowo o 9'tej. Temperatura 14*C oraz chmury nie nastrajają optymistycznie. No cóż, zakładamy bluzy i ruszamy na początek trasy w celu rozgrzewki.

Rozgrzewka mnie rozgrzała, zatem podejmuję decyzję pozostawienia bluzy, co okazało się dobrym pomysłem. Później zrobiło się cieplej więc praktycznie nigdzie nie zmarzłem.

Zapowiedzi trasy na forach i opis ze strony BM nie nastrajały optymistycznie. Skala trudności tylko 3 (jak płaski Wieluń!), głównie przeważające szutry, małe przewyższenia (tylko 1200 m / 60 km !), no ale cóż - przyjechałem przede wszystkim dla punktacji a nie atrakcji ;-P

Start poszedł dość sprawnie, początkowych kilka km prowadziło po bruku i asfalcie, później w lesie. Już od samego początku wyłapałem "mojego" rywala z teamu Giant'a, którego od jakiegoś czasu obserwuję (w Złotym Stoku mi dołożył, a ostatnio go przeskakuję), i zerkałem jak jedzie. No niestety zbyt długo to nie trwało ponieważ noga dobrze podawała, a przecież nie będę na niego czekał ;-P

Lider? ;-P



Stawka się powoli rozciągała, ja łapałem przewagę. Ok 20 km podczepiłem się pod "śmieciarza", z pięknym numerem 800, niejakiego Michała z Wrocławia , który na 24 km nie omieszkał oznakować swoją bytnością terenu pod postacią zamaszystego wyeksportowania opakowania po żelu w kierunku ściółki niedostrzegalnej dla obsługi maratonu (sprzątającej na końcu). Wrrrr... :-/

Kolejny kluczowy moment to ... powtórka z rozrywki ze Szklarskiej, czyli chwilowy odpoczynek połączony z rekreacyjnym treningiem wymiany dętki na czas ;-P
Tak, załapałem znowu laczka. Nieszczęśliwie przednie koło omskło się na większym luźnym kamieniu, a podczas ześlizgu opona doznała bocznego ukąszenia. NIEEEEE... znowu...

Trudno. Ze spokojem ale szybko się zatrzymuję, ściągnięcie koła, wyciągnięcie dętki na zmianę, łyżek, założenie nowej dętki, 200 uderzeń pompką, przerwa na pakowania klamotów do kieszeni mająca dać wytchnienie dla rąk, kolejnych 100 uderzeń i lecę dalej.

W czasie postoju niestety ale trochę ludzi mnie minęło, nawet spora grupka. Nie patrzyłem kto.

Tuż przed ruszeniem wyprzedził mnie teamowy kolega z Opola Tomek Pohorecki. Na pierwszym podjeździe przy wyprzedzaniu jego grupki pozdrowiłem go i poleciałem dalej.

No to 3 pozycje już odrobiłem całkiem szybko ;-P
Kolejni dosyć łatwo dawali się wyprzedzić. Do głosu dochodziły ostatnie treningi siłowe, które teraz dawały możliwość wrzucenia o jedną, dwie zębatki niżej niż konkurencja, a zatem zdecydowanie (w tych warunkach) szybszą jazdę.

Niebawem w oddali dostrzegłem w sporej grupce biało-niebieską koszulkę. Czyżby rywal z Giant'a? Niestety nie. Ale za to znowu dość szybo udało mi się dojechać do nich i ich wyprzedzić. W kolejnej podobnej grupce już był mój rywal. Czyli a) wyprzedził mnie przy zmianie dętki; b) dość sporo odjechał; c) całkiem sprawnie go doganiałem :-D
Kiedy się z nim zrównałem to już wszystko było jasne: łyknąłem go jak śliwkę z kompotu i zostawiłem z tyłu :-D

Dzida do przodu i lecę dalej. Może trasa nie jest "miodzio, miód, malina"... może punktów już nie odrobię, ale za to na koniec chociaż trochę emocji ze ścigania jeszcze jest! :-)

Tempo pozwalało mi dalej wyprzedzać kolejne osoby.

Tak jak np. na tym krótkim odcinku:








Na ok 10 km przed metą oglądnąłem się za siebie i zobaczyłem, że jest pusto. Krótki singiel przez las, znowu się oglądam a tu... na ogonie siedzi mi dwóch gości i ciśnie! Skąd się oni wzięli??

Trzymam tempo ale na końcówce zjazdu i początku podjazdu poszli twardo i złapali mały dystans. Ja trzymałem swoją siłę i jakoś ich utrzymałem. Prowadzący zerka do tyłu. Za chwilę podobny moment znowu próba siłowa, znowu trzymam. Dłuższy podjazd i trzymam się ogona ale czuję, że mam większą moc więc jadę. Gdy wymijam prowadzącego zerka na mnie i siarczyście syci "KURRRR....!!". Wszystko jasne :-D Jednak te dwa trzy razy wcześniej, mocno starał się mnie urwać i właśnie się przekonał, że się "kurrrrr..." nie da :-DDD

Przed nami był jeszcze końcówka maratonu, ostatnie kilometry ale ze sporą ilością sekcji XC i krótkimi leśnymi podjazdami. Wiedziałem, że coś tam jeszcze będzie ale nie że aż tyle. Z jednej strony dało mi to w kość, z drugiej... pozwoliło wyprzedzić jeszcze dwóch, trzech bikerów. Fajnie :-)

Na jednym ze zjazdów na wspomnianej sekcji XC, z modną ostatnio na końcowych odcinka gumową "przepaską" ;-P



Tak więc mimo złapania laczka, kiedy ruszyłem po jego naprawie, trochę jeszcze się tym maratonem i ściganiem pobawiłem, a satysfakcja była tym większa, że z jednej strony większość strat odrobiłem mimo ok 6 min postoju, a z drugiej mogłem doświadczyć czystej rywalizacji w ściganiu.

No i szczęśliwie dojechać do mety:



Reasumując: gdybym wiedział, że się przewrócę to bym usiadł ;-P
Trasa w mojej ocenie była nudna. Tyłek niemiłosiernie wytrząsł mi się na mocno kamienistych drogach, przewyższeń "prawie" nie było, a ostatnia sekcja wcale tego nie podreperowała. Do tego laczek nie pozwolił "zrobić wyniku". Nie sądzę abym miał ochotę wrócić do Polanicy na tę edycję. Więc gdybym wiedział, to pojechałbym zapewne na Michałki zmierzyć się z GIGA i 100 km w terenie.

Ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Satysfakcja z rywalizacji była rewelacyjna, tym bardziej, że jednoznacznie była widoczna przewaga nad rywalami z grupy :-)


--------------------------------------------

PODSUMOWANIE:

- MEGA OPEN: 37 / 330
- M-3: 13
- czas: 2:30:49 (czystej jazdy) / 2:12:29 [najlepszy - współczynnik do jego wyniku: 1,13]
- Średnia prędkość: 23,7 km/h [najlepszy 26,8 km/h]
- Średnia kadencja: 76 obr./min

WARUNKI: chłodno, pochmurno, 14*C ale bez opadów. Krótki rękawek wystarczył choć bluza wydawała się być przydatną.

ROWER: bez problemów

OPONY: z racji zapowiedzi organizatora że semi-slic wystarczy, na przód poszedł Geax Saguaro a na tył trochę już zużyty ale lekki Maxxis Cross Mark. Zestaw sprawdził się dobrze, nie przypominam sobie mankamentów oprócz bocznego przebicia Geaxa.

KONDYCJA: Hmmm... konkurencja zostawała w tyle więc chyba bdb jak na ten sezon :D

DOJAZD: 280km / 4 h (śr.70km/h)

--------------------------------------------

Dane wyjazdu:
45.60 km 12.00 km teren
01:56 h 23.59 km/h:
Maks. pr.:51.00 km/h
Temperatura:22.0
HR max:189 ( 95%)
HR avg:156 ( 78%)
Podjazdy: m
Kalorie: 1300 kcal

Wtorek inaczej choć tak samo.

Wtorek, 11 września 2012 · dodano: 11.09.2012 | Komentarze 0

Z uwagi na szybki zmierzch i stosunkowo długi dojazd z Malty na Dziewiczą Jarek zaproponował wcześniejsze ruszenie na tężę górkę, zrobienie kółek i poczekanie na ekipę. Szybki skok przez Koziegłowi i Kicin i na Dziewiczej jesteśmy gdzieś koło 18:15.

Ruszamy gdzieś tak na 3/5 mocy. Wyszły 4,5 kółek XC, które okazały się świetnym treningiem jeśli się nie ciśnie tak jak zawsze. Ekipa nie dojechała więc wróciliśmy tą samą drogą już praktycznie po ciemku.
Kategoria Dziewicza Góra


Dane wyjazdu:
69.00 km 0.00 km teren
02:10 h 31.85 km/h:
Maks. pr.:45.00 km/h
Temperatura:22.0
HR max:184 ( 92%)
HR avg:154 ( 77%)
Podjazdy: m
Kalorie: 1430 kcal

Wytrzymałość + siła.

Niedziela, 9 września 2012 · dodano: 09.09.2012 | Komentarze 0

Mocno + 3-4x mocniej po 5 min i 10 min rozjazdu.
Kategoria Objezierze


Dane wyjazdu:
12.00 km 0.00 km teren
00:30 h 24.00 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max:135 ( 68%)
HR avg:170 ( 85%)
Podjazdy: m
Kalorie: 240 kcal
Rower:Trenażer

Krótko, treściwie, siła.

Piątek, 7 września 2012 · dodano: 07.09.2012 | Komentarze 0

.


Dane wyjazdu:
48.00 km 0.00 km teren
01:38 h 29.39 km/h:
Maks. pr.:47.60 km/h
Temperatura:20.0
HR max:188 ( 94%)
HR avg:143 ( 72%)
Podjazdy: m
Kalorie: 970 kcal

S.O.

Czwartek, 6 września 2012 · dodano: 06.09.2012 | Komentarze 0

Do Rokietnicy z Rafałem, potem samotnie.
Kategoria S.O.