Info

Więcej o mnie.


Wykres roczny

Archiwum bloga
- 2015, Sierpień1 - 0
- 2014, Czerwiec2 - 0
- 2014, Maj1 - 0
- 2014, Marzec1 - 0
- 2013, Wrzesień9 - 1
- 2013, Sierpień16 - 1
- 2013, Lipiec11 - 3
- 2013, Czerwiec15 - 9
- 2013, Maj21 - 1
- 2013, Kwiecień13 - 0
- 2013, Marzec10 - 1
- 2013, Luty8 - 0
- 2013, Styczeń12 - 1
- 2012, Grudzień6 - 2
- 2012, Listopad7 - 0
- 2012, Październik6 - 0
- 2012, Wrzesień15 - 2
- 2012, Sierpień21 - 8
- 2012, Lipiec24 - 5
- 2012, Czerwiec20 - 0
- 2012, Maj19 - 4
- 2012, Kwiecień20 - 7
- 2012, Marzec13 - 0
- 2012, Luty6 - 0
- 2012, Styczeń8 - 1
- 2011, Grudzień5 - 0
- 1991, Kwiecień1 - 3
Wpisy archiwalne w kategorii
Fotosos
Dystans całkowity: | 1312.06 km (w terenie 960.30 km; 73.19%) |
Czas w ruchu: | 67:43 |
Średnia prędkość: | 18.54 km/h |
Maksymalna prędkość: | 80.35 km/h |
Suma podjazdów: | 27007 m |
Maks. tętno maksymalne: | 223 (114 %) |
Maks. tętno średnie: | 180 (92 %) |
Suma kalorii: | 45611 kcal |
Liczba aktywności: | 29 |
Średnio na aktywność: | 45.24 km i 2h 42m |
Więcej statystyk |
Dane wyjazdu:
11.80 km
0.00 km teren
h
km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Treningowy
10. Ostatni wypad, tym razem w Góry Stołowe.
Czwartek, 16 sierpnia 2012 · dodano: 20.08.2012 | Komentarze 0
Ostatni wypad urlopowy, zwiedzanie Polanicy Zdroju, łechtanie podniebienia espresso i pucharkiem lodów, a potem wypad w góry. Lajtowo bo z sierściuchem.Park w Polanicy

Niesamowita fontanna: w wyżłobieniu leży wielka granitowa kula, którą można poruszyć wprawiając ją w ruch obrotowy.





Dane wyjazdu:
8.70 km
0.00 km teren
h
km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max:186 ( 93%)
HR avg:154 ( 77%)
Podjazdy:140 m
Kalorie: 127 kcal
Rower:Treningowy
8. Tama w Międzygórzu: wypad rowerowo-biegowo-spacerowy
Środa, 15 sierpnia 2012 · dodano: 20.08.2012 | Komentarze 0
Poranny spacer rozruchowo-biegowy zakończony wspomnianym wcześniej podjazdem (1,26 km / ok 120m przewyższenia). Wszystko pięknie, ładnie, ... miały wyjść dwa podjazdy zaliczone a skończyło się podwójnym snake'em: przód i tył jednocześnie oraz wgniecioną obręczą tylnego koła. Nie wiem na czym to zaliczyłem, miałem wrażenie jakbym przejechał po jakimś drucie, siatce ogrodzeniowej ale niczego takiego tam nie było. Po śniadaniu czekało łatanie po popołudniu lecieliśmy dalej ;-PPocieszenie jest takie, że ten podjazd tym razem zrobił o minutę szybciej z czasem 7:41 !!


Nasz Golum niepewnie czuł się na ażurowej kładce ;-P

Wracamy z tamy

Dane wyjazdu:
0.00 km
0.00 km teren
h
km/h:
Maks. pr.: km/h
Temperatura:
HR max:150 ( 75%)
HR avg: 95 ( 47%)
Podjazdy: m
Kalorie: 1070 kcal
Rower:
6. Znowu pieszo ale trening dla nóg i tak się liczy :-)
Niedziela, 12 sierpnia 2012 · dodano: 20.08.2012 | Komentarze 0
Okolice masywu Śnieżnika, schronisko pod śnieżnikiem, Międzygórze. Kawał ładnych terenów :-)

Młoda też chciała jagódek ;-P


Wille w Międzygórzu


Powrót

I mała amba na koniec ;-)


Dane wyjazdu:
9.20 km
0.00 km teren
h
km/h:
Maks. pr.:27.00 km/h
Temperatura:
HR max:150 ( 75%)
HR avg: 91 ( 45%)
Podjazdy: m
Kalorie: 144 kcal
Rower:Kuba :-)
4.Krótka i deszczowa wycieczka...
Sobota, 11 sierpnia 2012 · dodano: 20.08.2012 | Komentarze 0
... do sąsiadującej wioski: Nowa Wieś.


Dane wyjazdu:
27.20 km
0.00 km teren
h
km/h:
Maks. pr.:19.00 km/h
Temperatura:20.0
HR max:151 ( 76%)
HR avg: 88 ( 44%)
Podjazdy: m
Kalorie: 350 kcal
Rower:Treningowy
3. Tym razem prawdziwa wycieczka po okolicach Jaworka
Piątek, 10 sierpnia 2012 · dodano: 10.08.2012 | Komentarze 0
Dwoje bikerów i jeden raner na czterech łapach ;-)Prędkość sierściucha więc bez szału, chociaż dystans jak dla niej i tak niezły. Najciekawsze że mimo niewielkiego wysiłku (po kilku km wypaliłem 2 TicTaci, czyli 4 Cal ;-P ) czułem w nogach wysiłek.
Po drodze zwiedzaliśmy okolice:

jechaliśmy polami ;-P

wyznaczaliśmy dalszą drogę

"zdrojiliśmy" się ;-P

i ponad stuletnie kapliczki

Dane wyjazdu:
15.30 km
10.00 km teren
01:52 h
8.20 km/h:
Maks. pr.:24.00 km/h
Temperatura:29.0
HR max:169 ( 85%)
HR avg:100 ( 50%)
Podjazdy: m
Kalorie: 450 kcal
Rower:Treningowy
Runners & biker :-)
Poniedziałek, 6 sierpnia 2012 · dodano: 06.08.2012 | Komentarze 0
Wycieczka biegaczo-rowerowa. Natalia z Agą biegły, ja jechałem ;-PPołączenie treningu, lekkiego rozjazdu z urlopową wycieczką po okolicach. Zaliczyliśmy górę z punktem widokowym w Staniszowie, górę Groną z ruinami zameczku księcia Henryka.
Na górę w Staniszowie trzeba było nieźle się nachodzić, ponieważ prowadziły tam strome schody, więc na górze trzeba było zrobić mały odpoczynek.
Potem ruszyliśmy na górę Grodnę:
Na zjeździe znalazło się też coś i dla mnie :-D
A na końcu sierściuchowi daliśmy się wyszaleć i odetchąć:
Kategoria Fotosos
Dane wyjazdu:
43.58 km
0.00 km teren
02:23 h
18.29 km/h:
Maks. pr.:54.20 km/h
Temperatura:24.0
HR max:206 (104%)
HR avg:179 ( 90%)
Podjazdy:1503 m
Kalorie: 1900 kcal
Rower:Kuba :-)
BM Janowice Wielkie - obfitował w banany...
Sobota, 4 sierpnia 2012 · dodano: 06.08.2012 | Komentarze 2
... nie tylko na bufetach i na mecie ale również na całej trasie na mojej twarzy :-DJedna z ciekawszych tras tego roku. Długie podjazdy sprawdzające wytrwałość i umiejętność wykorzystania energii:
...piekielnie szybkie leśne zjazdy:
... oraz prawie równe szybkie ale za to bardzo technicznie karkołomne odcinki:
Pogoda zapowiadała się prawie dobrze: miało być w okolicach 20-25*C choć było cieplej. Upału jednak nie było. Wiedziałem, że ma przyjechać Jasiu jednak po wejściu do pierwszego sektora okazało się, że przyjechał również Tomek Czerniak. No nieźle! W zeszłym tygodniu po Bielawie nie mógł stanąć na nogę a teraz leci GIGA. Wszak w miarę lajtowo ale mimo wszystko.
Gadki szmatki w sektorze, przywitanie Jasia i lecimy. Pierwsze zakręty i zaliczyłem ostrego drifta na torze po wąskotorówce, który był wkomponowany w jezdnię. Na szczęście szybkie wypięcie nogi, podpórka i leciałem dalej choć mogło być groźnie.
Tu zaczął się długi na kilka kilometrów asfaltowy podjazd. Jeśli chodzi o stromiznę, to było to coś pomiędzy Świeradowem a Piechowicami. Tętno znowu ok 190 tutaj jednak nie czułem jakiegoś mocnego parcia czołówki, aż nawet byłem zdziwiony. Na moje spostrzeżenie Tomek odparł, że mi się wydaje... Może to i dobrze ;-P
Długi podjazd przeszedł w szutrówki też podjazdowe ale niebawem rozpoczęły się zjazdy. No i tutaj to się wyszalałem na całego.
Zaczęło się od wąskiego prawie singlowego zjazdu usianego mnóstwem luźnych kamieni. Przede mną Tomek, którego nie traciłem z oczu do tej pory ale tutaj dopiero dogoniłem. Jechał tuż przede mną i coś mu nie poszło. Przeskoczył przez kierownicę, rower się walnął, stwierdził że ma trochę dość i leci wolniej. Ja poleciałem swoje. Od tej pory już ani Tomek ani Jasiu mnie nie dogonili. Tomek ponieważ odpuścił zjazdy trochę, a Jasiu zapewne również bardziej zachowawczo tam zjeżdżał. Ja wiem, że mogę to lecieć i to jedno z niewielu miejsc gdzie mogę nadrabiać dystanse nad innymi, więc leciałem.
Wąski singiel przerodził się w szersze szlaki, raz szutrowe jak wyżej na zdjęciu, innym razem z mnóstwem kamieni gdzie trzeba było błyskawicznie i uważne wybierać tor jazdy.
Rewelacyjne zjazdy! To było to co uwielbiam w Kotlinie Jeleniogórskiej i Karkonoszach. I sporo techniki i sporo szybkości i mnóstwo zakrętów! Takimi szlakami to ja mogę pomykać i wyciskać siódme poty ze sprzętu!
Po zjazdach, które de facto wróciły nas do Janowic rozpoczęły się kolejne leśne podjazdy. Długie, nie dające chwili wytchnienia, tym bardziej, że co chwila ktoś z tyłu "deptał po kołach" ;-P
Ten podjazd też był ciekawy i uświadamiający, że trzeba mieć wypracowaną moc, żeby móc to podjechać utrzymując się stawki i jeszcze rywalizować.
Dotarłem do upragnionego bufetu (nie dlatego, że chciałem "zatankować" tylko wiedziałem, że jest na przewyższeniu i rozpoczną się zjazdy ;-P) i pomknąłem w dół. Tutaj stawka była już dość rozciągnięta a mimo to na zjazdach dorwało mnie i wyprzedziło dwóch gości. Zrobili to tak szybko jakby byli z czołówki, a wcześniej złapali kapcie i teraz nadrabiali. Hmm.... możliwe, też że to kwestia sprzętu: 29'' jeden, i full drugi... Ci to często niestety mają przewagę nad sztywnymi 26''...
Gdzieś tak od 1/3 trasy wymijałem się z jednym gościem: ja go wyprzedzałem na zjazdach, on mnie na podjazdach. I tak kilka razy praktycznie przez cały wyścig. Ostatecznie zabrakło mi jednego zjazdu ;-P żeby mieć nad nim przewagę. Wyprzedził mnie na końcowych kilometrach i utrzymał kilkudziesięciometrową przewagę do mety. No cóż, miał trochę mocniejsze kopyto, choć na zjazdach sporo tracił.
Na mecie okazało się, że w tylnym kole znowu jak w Bielawie miałem pasażera na gapę: jakiś patyk poprzecznie wplątał się w szprychy i tak mi towarzyszył ;-P
Wyścig jak najbardziej udany: pogoda super, trasa super, wynik też:

Pozostaje liczyć na to, że jest on wynikiem formy, a nie nieobecnością lepszych bikerów, którzy ruszyli na maraton Golonki do Ustronia ;-)
Mam nadzieję, że Szklarska Poręba to zweryfikuje.
--------------------------------------------
PODSUMOWANIE:
- MEGA OPEN: 23 / 265 (poziom w tej skali to ,,,)
- M-3: 7
- czas: 02:23:57 / 02:00:52 [najlepszy - współczynnik do jego wyniku: 1,28]
- Średnia prędkość: 14,3 km/h [najlepszy 17,44 km/h]
- Średnia kadencja: 71 obr./min
WARUNKI: piękna słoneczna pogoda, trasa wilgotna ale nie mokra
OPONY: nooo tutaj to się okazało.... totalne zaskoczenie. Po Bielawie nastąpiła zamiana opono: na przód poszedł X-King, na tył Gato. No i tak jak się okazało wcześnie, że Gato świetnie prowadzi a X-King świetnie napędza, tak tu Gato bardzo słabo napędzała, a X-King nie prowadził się najlepiej.
Gato niestety na podjazdach lubiła z racji rzadkiego protektora minimalnie boksować. To jeszcze jest znośne, ale zupełnie odpadała na kamieniach i podjazdach. Nie daj boże na ostrym leśnym podjeździe na jej torze jazdy trafił się kamień czy skałka, a od razu następowało przeskoczenie i zaboksowanie. No niestety ale musiałem sporo uwagi i techniki jazdy przeznaczyć na szukanie optymalnego toru jazdy, tak aby nie zaliczyć kamieni :-/
X-King nie był dobrą oponą prowadzącą na tych szybkich i trudnych technicznie zjazdach. Ani tych szutrowych i ubitych, ani tych z luźny kamieniami. Wszędzie trzeba było zjeżdżać zachowawczo z pamięcią, że opona może nie trzymać tak dobrze jak Gato w Bielawie.
Nie ma mocnych - w Szklarskiej wróci kolejność z Bielawy...
KONDYCJA: bardzo dobrze, myślę, że jestem gdzieś w okolicach szczytu tego sezonu.
-------------------------------------------
Śr. kad. 73
Kategoria Maratony 2012, TESTY, Fotosos
Dane wyjazdu:
52.00 km
52.00 km teren
02:52 h
18.14 km/h:
Maks. pr.:60.20 km/h
Temperatura:33.0
HR max:196 ( 98%)
HR avg:176 ( 88%)
Podjazdy:1686 m
Kalorie: 2250 kcal
Rower:Kuba :-)
Bielawa - małe piekło, ostre górki, szybkie szutry
Sobota, 28 lipca 2012 · dodano: 31.07.2012 | Komentarze 0
Piekło, piekło, piekło i tyle.Wyjazd 5:45 razem z Andrzejem Tujdowskim, dojazd spokojny i o czasie. Godzina 9:00 a na termometrze już 30*C... Na miejscu wyjście z auta i gorąca masakra... Na szczęście jest spory wiatr, który dodaje ciut ochłody. W lasach powinno być lepiej.
Niewielka rozgrzewka, zauważenie przy tym busa Rafała i Glona przy nim, przywitanie, i dawaj do sektora. W sektorze już pełno ale przepycham się do Jasia, żeby się przywitać. Z przodu przed taśmą Tomek Czerniak i Rafał Łukawski już stoją. Daleko po lewej pod bandami jest Jurek. Fajnie że jednak wybrał się w góry ;-) Kibicuje nam Kinga, żona Jasia. W międzyczasie dołącza do nas Magda Hałajczak i wita się z Jasiem. Nooo.... będzie się dzisiaj z kim zmierzyć znowu ;-P
W sektorze ok 15 min, ale nie jest źle z powodu wiatru. Start, ruszamy. Na szczęście tempo nie jest tak ostre jak w Piechowicach, aczkolwiek w pierwszych kilkunastu minutach średnie tętno mimo wszystko na poziomie 190.
Początkowo trzymam się Rafała i Tomka, w zasięgu wzroku jest też Magda. Generalnie powoli sukcesywnie gdzieś znikają ponieważ z uwagi na upał staram się jechać raczej własnym tempem i utrzymywać swój rytm nie jadąc na siłę "żeby utrzymać". Swoje i tak zrobię, a grzać dla samego grzania może jest zupełnie bezcelowe.
Na starcie jeszcze przewidywaliśmy, że jak wjedziemy w las to powinno zrobić się bardziej znośnie pod względem temperatury. A tu zonk! Jest jeszcze gorzej niż na starcie, ponieważ drzewa osłaniają od wiatru tamując ruch powietrza, a to z kolei nieruchome nagrzało się jeszcze bardziej niż poza lasami. Istna masakra i duchota!!
Do Koziego Siodła przeważają leśne drogi i jedna szutrowa, leśna "autostrada". Jakiś czas wykorzystuję jednego z bikerów siedząc mu na ogonie. Podaje delikatnie mocniej... Kilka, kilkanaście minut jazdy za nim i stwierdzam, że uczciwie byłoby dać mu zmianę. Wyzyskanie rezerw sił, skok przed niego i rzucam krótkie hasło: "no dobra kolego, teraz moja kolej, wskakuj na koło". Nie protestował ;-P
W tym czasie mija mnie znana koszulka whirpoolowska. Próbuję zerknąć kto to i wydaje mi się że to Kamil Dziedzić. Pada pytanie "Kamil?", ale okazuje się, że nie. To Paweł Dobrzański. Ma dobre tempo więc mimo wszystko przyspieszam i próbuję trzymać jego koło.
Tym sposobem dojechaliśmy do szerokiej, nowo wybudowanej szutrówki, która ma być ponoć droga przeciwpożarową, a wygląda jak leśna autostrada....
Paweł zdążył odejść i tu o dziwo spotkało mnie to co jakiś czas temu sam zrobiłem: gość, który mnie wyprzedzał rzucił "Dawaj idziemy! i tym razem ja nie protestowałem ;-P Zauważyłem jedynie że wolałbym jechać, jeśli mogę ;-D
Za Kozim Siodłem zaczęło się już ostre MTB po korzeniach w kierunku Wielkiej Sowy. Można było jechać albo po mnóstwie luźnych kamieni na szlaku, albo ciut z boku po kilkucentymetrowych, gęstych, poprzecznych korzeniach. Tak źle i tak niedobrze. Pamiętam ten odcinek z zeszłego roku z Głuszycy u Golonki: dłużył się niemiłosiernie i nie miał końca. Tym razem o dziwo przeleciał dość szybko. Może dlatego, że wyglądałem jak diabeł w piekle? :-D

Za Wielką Sową rozpoczął się ostry zjazd wąskim szlakiem usianym mnóstwem luźnych kamieni. Ostry harcor w dół czyli to co tygrysy lubą najbardziej :-D
Jak tylko ten zjazd się skończył była ostra nawrotka na szlak trawersujący zbocze. W tym miejscu spotykam Tomka Czerniaka, leży, wygląda nieciekawie, mówi, że się wywalił. Na szczęście obsługa była w okolicy i już do niego idzie. Mogę lecieć dalej.
Zaczynają się nieznaczne podjazdy. Gdzieś tutaj dochodzi mnie znowu Paweł i narzucając tempo każe wskoczyć na koło. Ostro idzie ale rozpoczęły się zjazdy więc sporo zyskuję a przy okazji sporo też odpoczywam. Przy kolejnym podjeździe dziękuje i lecę dalej. Będę się z nim jeszcze tak ze 2 razy mijał i na ostatnim też trudnym podjeździe będę próbował go trzymać jednak tam już nie dam rady.
Ale teraz przed nami jeszcze wjazd na Orzeł, singiel za Sową i betonowe płyty na (chyba) Lisie Skały.
Orzeł - potworny skwar, zero wiatru, zero cienia a podjazd chyba jeden z najbardziej stromych w Polsce. Młynek ledwo tutaj wystarcza. Pierwszy raz jestem zadowolony z tego, że ostatnia zębatka ma 34 a nie 31 zębów...

Singiel za Sową całkiem przyjemny. Na nim mam "powtórkę" ze Złotego Stoku z Magdą Hałajczak ;-P Wyprzedzam ją na tym zjeździe, zaliczam ostrą i nawet niebezpieczną agrafkę w lewo (w zeszłym roku było tu mokro i ledwo wyhamowałem przed wyleceniem z trasy....) i już jest kolejny ostry podjazd gdzie oczywiście Magda wciska w pedały i sukcesywnie się oddala. Niestety już jej nie dogonię. Na metę wjedzie z ok dwuminutowym zapasem nade mną.
Jest już ciężko, pojawiają się powoli skurcze, które na szczęście udaje się rozjeździć. Za chwilę pojawiają się betonowe płyty, kolejny hardcorowy podjazd. O zgrozo zaczyna mi się chcieć pić! Niedobrze, niedobrze! Jeśli się odwodniłem to nie będzie łatwo. Na szczęście podjazd nie jest taki długi a na szczycie otuchy daje dwójka kibiców, która mówi, że bufet już niedaleko. To działa na psychikę i pozwala jechać dalej.
Bufet niebawem się pojawia. Szybkie uzupełnienie bidonów, szybkie wciągnięcie dwóch cząstek pomarańczy i można lecieć.
Od tego miejsca większość trasy to już zjazdy.

Pojawiają się dwa dłuższe podjazdy ale to szutrowe drogi więc można jeszcze przeżyć. Jedynie ostatni podjazd dał się trochę we znaki, zaczynał się niewinnie ale niestety jak w teście na wytrzymałość: im dalej tym trudniej i stromiej.
Ostatni zjazd jest bardzo niepewny. Nie pod względem trasy. W tylnym kole zaczęły się robić dziwne wibracje jakby opona tarła o ramę. Opona jednak jest daleko od ramy... :-/

Co dziwne: kiedy pedałuję jest ok, kiedy przestaję powstaje ten nieprzyjemny i dość mocny rezonans. Pedałuję zatem cały czas, jadąc jednocześnie zachowawczo aby w ogóle dojechać.
Udaje się :-D
Na wstępie kilka oddechów, sprawdzam koło. Dwie szprychy przeciwnie wychodzące są trzymane w piaście trzema trzpieniami. Pomiędzy nie wchodzą szprychy. No i jeden trzpień pękł i się odgiął na zewnątrz przez co szprycha straciła trzymanie i się rozluzowała. Luźna wpadała w wibracje. Dlaczego jak pedałowałem nie wibrowała? Nie wiem.
Udałem się do myjek a tam .... pusto (wow!)... działają myjki (wow!) ... i jest jeden wąż z lekko lejącą się wodą i mycia bikerów (wow!) :-D
Rowerek umyty, biker też (co w tym upale było cudownym przeżyciem) i zaczynam wracać. Jednak zauważam samochód orga a w środku Tomka. Właśnie go zwieźli. No cóż, udaję się za samochodem żeby się coś więcej dowiedzieć.
I dobrze, że to zrobiłem. Tomek ledwo wysiadł z samochodu. Stał o jednej nodze. Druga ma stłuczoną łydkę, biodro + szlify na całych plecach. Sam nie dotrze, proponuję pomoc. Biorę jego kask i rzeczy, on sam kuśtykając na jednej nodze i opierając się na rowerze próbuje się przemieszczać. Dochodzimy do samochodu Rafała, tam trochę przerwy. Po jakimś czasie zaczynają się pojawiać Kinga, później Glon, Rafał, ojciec Tomka. W między czasie pojawił się Andrzej i zdążył umyć rower. Udajemy się wiec do samochodu i potem na zasłużoną pastę ,tym bardziej że to już prawie 16ta :-)
Tombola znowu przeszła koło nosa, za to na szczęście od Wrocławia poprawiła się pogoda i przyszły gęste chmury dzięki czemu ni było gorąco ;-P
A wynik? Ano 42 OPEN i 11 M3. Open mogłoby być lepiej, w Piechowicach byłem 37 ale za to 11 w M3 to najlepszy wynik w tym sezonie więc nie jest źle ;-)
----------------------------------------------------------------------
PODSUMOWANIE:
- MEGA OPEN: 42 / 351 (poziom w tej skali to 12,8%)
- M-3: 11
- czas: 02:52:20 / 02:14:47 [najlepszy - współczynnik do jego wyniku: 1,28]
- Średnia prędkość: 18,47 km/h [najlepszy 23,61 km/h]
- Średnia kadencja: 64 obr./min
WARUNKI: gorąco! Na starcie ok 33*C w lekkim wietrze. W lesie jeszcze gorzej, bo powietrze tam stało i się cały czas nagrzewało.
ROWER: Cube spisał się dobrze, bez zastrzeżeń.
OPONY:
- przód Geax GATO - bardzo dobra opona prowadząca, sprawdziła się praktycznie wszędzie, bez względu na to jakie było podłoże
- tył Continetnal X-KING - równie dobrze sprawdziła się jako opona napędowa. Największy test był na korzeniach przy podjeździe na Wielką Sowę. Nie przypominam sobie, żeby się gdzieś tam uślizgnęła lub lekko straciła przyczepność przy przejeździe przez kamień lub korzeń. Jedyne zastrzeżenie to przyczepność na mocno utwardzonej nawierzchni gdzie występował drobny żwirek, lekko sypkie. W takich miejscach delikatnie traciła przyczepność i miała tendencje do lekkich uślizgów pod naporem pedałowania ale wszystko raczej w ramach kontroli, bez zaskoczeń. Możliwe, że gdyby było trochę bardziej mokro mogłaby mieć ciut większe problemy. Tak czy siak dobrze napędzała.
KONDYCJA: trudno tutaj coś wskazać w tak trudnych warunkach (upał i strome podjazdy). Generalnie całkiem nieźle choć czasami brakowało tych kilku watów mocy na podjazdach, żeby mocniej depnąć. Wydaje mi się, że w Wałbrzychu podjazdy szły mi lepiej. Możliwe że to kwestia pogody i temperatury. Wynik jednak pokazał, że tak źle nie było ponieważ nie mogę mówić o jakieś niższej pozycji. Może zatem jak pogoda się poprawi to i szybciej pojadę? ;-P
DOJAZD: 244 km / 3:45 / śr. 65 km/h [google mówiło 4 godz.]
----------------------------------------------------------------------
Kategoria Maratony 2012, TESTY, Fotosos
Dane wyjazdu:
10.30 km
10.30 km teren
00:58 h
10.66 km/h:
Maks. pr.:29.00 km/h
Temperatura:27.0
HR max:162 ( 83%)
HR avg: 93 ( 47%)
Podjazdy: m
Kalorie: 200 kcal
Rower:
Niedzielny wycieczkowy rozjazd w Jagniątkowie
Niedziela, 24 czerwca 2012 · dodano: 28.06.2012 | Komentarze 0
Spokojnie, wycieczkowo. Pogoda piękna, okolice również :-)...i takie tam ... ;-P


Dwa Michały: jeden duży drugi mały ;-P

Na ryby??

Na koniec mała ciekawostka z kałuży: małe jaszczurki, trudno powiedzieć czy salamandry czy jakieś inne. Generalnie wychodzić nie chciały więc nie wiem czym oddychały ;-P

Dane wyjazdu:
47.50 km
45.00 km teren
03:19 h
14.32 km/h:
Maks. pr.:47.70 km/h
Temperatura:25.0
HR max:196 (100%)
HR avg:177 ( 90%)
Podjazdy:1896 m
Kalorie: 2580 kcal
Rower:
MTB Marathon Karpacz 2012
Sobota, 23 czerwca 2012 · dodano: 26.06.2012 | Komentarze 0
Zapowiedzi trasy na tegoroczny Karpacz tworzyły niezłego smaka i chrapkę na tę trasę. Nie miało być lekko, zapowiedź była prosta: nie odpoczniecie na żadnym zjeździe...Wyzwanie im szykowało się większe, tym większy banan pojawiał się na twarzy. Urósł do niebotycznych rozmiarów jak w sobotni poranek piątkowa pochmurna pogoda zamieniła się w piękną, słoneczną i ciepłą, a potęgował go fakt startu na wypożyczonym od Speca tłentinerze (ale to w osobnym wątku ;-).
Pierwsze śniadanie z rana przed dojazdem na maraton, drugie zaplanowane na 9'tą po przybyciu na miejsce. W Karpaczu to w sumie im wcześniej tym lepiej, bo przyjaznych miejsc do parkowania mało.
Miejsce się znalazło, przygotowanie poszło sprawnie zatem miałem jeszcze jakieś 40 min na spokojny rozjazd i przynajmniej częściowe wypróbowanie Speca, którego właśnie z powodów pogodowych prawie nie udało mi się dosiąść i wypróbować.
Przyszedł moment startu. Spokojne ruszenie, tym razem bez przejazdu asfaltówką przez cały Karpacz, tylko do Wilczej Poręby, ze 2 km. Zaraz za tym szykowały się szutry.
Moja trzeciosektorowa stawka nie naciskała mocno, zdecydowanie bardziej lajtowo aniżeli miało to miejsce w Piechowicach. I dobrze. Okazało się, że drugie śniadanie było ciut za duże i ciut za późno zjedzone (1,5h przed startem). Czułem ociężałość w brzuchu, napięcie mięśni w koło żołądka no i najgorsze, że nogi nie dawały tak jak głowa chciała. Poczułem, że dzisiaj coś nie jestem w formie...
Po kilku km pojawił się pierwszy singiel leśny, dość zmurszały, z rozjechaną ściółka leśną, ziemisty, a zatem mocno niepewny, tym bardziej, że poprzeplatany mnóstwem kamieni wielkości bańki 5l wody.
Tutaj zrobił się mały korek. I bardzo dobrze! Mogłem trochę odetchnąć i odpocząć. Dobrze mi to zrobiło. Po tym odcinku jazda była już lepsze.
Zaczął się najdłuższy podjazd maratonu: ok 9km do Okraju. Stawka trochę się rozluźniła, można było wrzucić "swoje tempo". Zdążyli się szybsi ale jak się potem okazało zbytnio rwący. Jedna taka dwójka raz mnie wyprzedziła (odpuściłem ich bo mieli zbyt duże tempo), raz to ich dochodziłem mimo tej samej prędkości u mnie i znowu odeszli, i znowu zwolnili. Dość nierówno i rwąco. Moje tempo w średniej wychodziło na to samo, a zrównoważona jazda poskutkowała wyprzedzeniem ich przed Okrajem i pociągnięciem do punktu szczytowego. Tam chyba zaliczyli bufet bo kiedy rozpoczął się zjazd to już ich za sobą nie widziałem.
A zjazd był.... górski :-D Stroma rynna w stoku, którą często płynie woda i ma na dnie mnóstwo luźnych kamieni. Nie było łatwo. Na szczęście moja technika pozwalała na przejechanie tego odcinka. Ponoć bardzo dużo osób tu prowadziło...
Jedyny mocno doskwierający mankament to opony Speca. Masakra: nie dość, że coś w rodzaju semi-slic to jeszcze prawie łyse. Tylne koło myszkowało nie raz.
Myślę, że gdzieś na tym etapie już tak na 90% wyczułem i zaufałem Specowi i kołom o rozmiarze 29''. Tym bardziej, że Reba dawała sobie bardzo dobrze radę.
Za tym zjazdem zacząłem wyprzedzać tyły gigowców, wyprzedzając ich pod górkę z prędkością ok 1,5-2x większą. Nie mogłem sobie wyobrazić jak oni dzisiaj chcą ukończyć GIGA w tym tempie....
Kolejny hardcor to zjazd Tabaczną ścieżką. Mało go pamiętam, zatem chyba nie było źle? ;-P
Powtórka z pierwszego singla (trasa tutaj leciała jeszcze raz), zjazd do Karpacza i pętla w kierunku Kaplicy Św. Anny.
I niby największe podjazdy, najgorsze zjazdy były już za nami... niby... Przed zjazdem z Okraju zjadłem żela, a tym razem odpuściłem właśnie myśląc, że moc mam a tutaj tak ciężko już nie będzie.
Początkowe podjazd jakoś udało się w miarę pokonać, tym bardziej że jechałem z dwoma zawodnikami, którzy wykazywali delikatnie większe pokłady mocy. Tacy to zawsze wchodzą mi na ambicje i walczę, walczę, żeby im dorównać ;-)
Później zaczęło się robić co raz gorzej. Jeden z ostatnich dłuuuugich i wyczerpujących podjazdów dobił mnie na całego. Prawda: nad wspomnianymi rywalami jednak udało mi się uzyskać przewagę ale co z tego jak w tym miejscu miałem już wszystkiego serdecznie dość? Pozostało już tylko jedno: zacisnąć zęby i kręcić młynkiem swoje, żeby nie dać się zrzucić podjazdowi z siodła i w ogóle jakoś dojechać do mety. Tutaj pierwszy raz musiałem jednak skapitulować i fragment podprowadzić. Z jednej strony ciężko, z drugiej niestety tylna zjechana opona traciła przyczepność. Poza tym nie widziałem nikogo tam jadącego. Wszyscy kapitulowali pod wpływem zmęczenia (odcinek był do podjechania na świeżości).
Kompletnie dobiła mnie jakaś czwórka kolarzy, która nie wiadomo skąd się wzięła kilkanaście metrów za mną. No nie! Jeszcze ma mnie ktoś wyprzedzać? Stwierdziłem, że "chrzanię, to... niech mnie wyprzedzają... ja mam dość, kręcę swoje i tyle...".
I znowu (o dziwo!) ta metoda okazała się dobrym rozwiązaniem. Podobnie jak przed Okrajem: ja kręciłem swoje i nagle okazało się, że ci z tyłu odpadli! Czyli długie i mocne podjazdy trzeba raz: trenować, dwa: umieć wytrzymać i utrzymać.
Na ok 3/4 tego piekielnego podjazdu przed sobą zauważyłem znaną mi koszulkę Whirpool'a. To był Tomasz Duszyński z WHIRLPOOL TEAM. Walczył do końca a ja starałem się go dogonić. Udało mi się to chyba tylko dlatego, że musiał zejść i podprowadzić. Mi udało się na szczęście utrzymać rytm.
Po tym podjeździe czekały mnie jeszcze ostatnie agrafki i zjazd łąką. Pikuś, nie? Agrafki powinienem przejechać, daję na nich radę,...

... podjazdów już nie będzie ostrych, a stroma i trawiasta łąka na końcówce dzisiaj jest sucha (w zeszłym roku była mokra a ja miałem mokro gdzie indziej z tego powodu ;-).
Pikuś pikusiem gdyby nie jeden korzonek wystający z ziemi. Pal lich, że ich tam było sporo ale ten jeden, na lekkim wzniesieniu spowodował zatrzymanie i przechyłkę na bok. Nic wielkiego gdyby nie fakt, że wybicie z rytmu pracy nóg spowodowało natychmiastowy skurcz lewego podudzia. Noga wyprostowała się błyskawicznie i stała się jednym wielkim drągiem bez czucia ;-P Musiałem pomóc sobie ręką żeby ją zgiąć i napiąć mięśnie. Pomogło... do czasu kiedy nie puściłem ;-P bo wówczas zaliczyłem kolejnego "kikuta". A tu trzeba się zbierać!! Bo mnie doganiają!! Zgięcie ponowne, kilka sekund naprężenia, próba wejścia na rower i.... "kikut"! :-D Jeszcze jedno zgięcie już w siodle i jakoś dało się po tym ruszyć.
Na mecie czekała Natalia z Agą (też sobie podczas mojej nieobecności poharcowały i pobiegały po górach ;-). Tutaj już w miarę spokojnie doszedłem do siebie i stwierdziłem, że tego drugiego żela jednak trzeba było zjeść....
A wynik? No cóż: w Wałbrzychu z jedną gumą byłem setny, a bez straty na zmianę dętki najprawdopodobniej osiemdziesiąty któryś. I tak też się tutaj spodziewałem i byłbym z tego bardzo zadowolony, tym bardziej, że plan na ten rok to było wejście właśnie do pierwszej setki u Golonki. No niestety okazało się że byłem 51 OPEN i 21 w M3 :-D
No cóż: pogoda dopisała, sprzęt się sprawił bardzo dobrze, trasa rewelacyjna, ja pozytywnie zajechany, miejsce lepsze niż spodziewane. Chyba nie trzeba pisać co to znaczy ;-)
Na koniec kilka fotek z Bikelife, pokazujących jak faktycznie wyglądały techniczne odcinki trasy:
--------------------------------------
PODSUMOWANIE:
- MEGA OPEN: 51 / 398 (poziom w tej skali to 12,8%) [zeszły rok: 130]
- M-3: 21
- czas: 03:19:39 / 02:35:52 [najlepszy - współczynnik do jego wyniku: 1,28]
- Średnia prędkość: 14,3 km/h [najlepszy 17,44 km/h]
WARUNKI: Idealne, piękna pogoda, nie za ciepło, nie za sucho.
ROWER: 29'' Specialized'a, 11,1 kg, wrażenia bardzo dobre. Relacja w osobnym wpisie.
--------------------------------------
Na koniec kilka fotek z Bikelife, pokazujących jak faktycznie wyglądały techniczne odcinki trasy:



Kategoria Maratony 2012, Fotosos