Info

Więcej o mnie.


Wykres roczny

Archiwum bloga
- 2015, Sierpień1 - 0
- 2014, Czerwiec2 - 0
- 2014, Maj1 - 0
- 2014, Marzec1 - 0
- 2013, Wrzesień9 - 1
- 2013, Sierpień16 - 1
- 2013, Lipiec11 - 3
- 2013, Czerwiec15 - 9
- 2013, Maj21 - 1
- 2013, Kwiecień13 - 0
- 2013, Marzec10 - 1
- 2013, Luty8 - 0
- 2013, Styczeń12 - 1
- 2012, Grudzień6 - 2
- 2012, Listopad7 - 0
- 2012, Październik6 - 0
- 2012, Wrzesień15 - 2
- 2012, Sierpień21 - 8
- 2012, Lipiec24 - 5
- 2012, Czerwiec20 - 0
- 2012, Maj19 - 4
- 2012, Kwiecień20 - 7
- 2012, Marzec13 - 0
- 2012, Luty6 - 0
- 2012, Styczeń8 - 1
- 2011, Grudzień5 - 0
- 1991, Kwiecień1 - 3
Wpisy archiwalne w kategorii
TESTY
Dystans całkowity: | 164.58 km (w terenie 112.00 km; 68.05%) |
Czas w ruchu: | 08:03 |
Średnia prędkość: | 20.44 km/h |
Maksymalna prędkość: | 60.20 km/h |
Suma podjazdów: | 3189 m |
Maks. tętno maksymalne: | 206 (104 %) |
Maks. tętno średnie: | 179 (90 %) |
Suma kalorii: | 6390 kcal |
Liczba aktywności: | 3 |
Średnio na aktywność: | 54.86 km i 2h 41m |
Więcej statystyk |
Dane wyjazdu:
43.58 km
0.00 km teren
02:23 h
18.29 km/h:
Maks. pr.:54.20 km/h
Temperatura:24.0
HR max:206 (104%)
HR avg:179 ( 90%)
Podjazdy:1503 m
Kalorie: 1900 kcal
Rower:Kuba :-)
BM Janowice Wielkie - obfitował w banany...
Sobota, 4 sierpnia 2012 · dodano: 06.08.2012 | Komentarze 2
... nie tylko na bufetach i na mecie ale również na całej trasie na mojej twarzy :-DJedna z ciekawszych tras tego roku. Długie podjazdy sprawdzające wytrwałość i umiejętność wykorzystania energii:
...piekielnie szybkie leśne zjazdy:
... oraz prawie równe szybkie ale za to bardzo technicznie karkołomne odcinki:
Pogoda zapowiadała się prawie dobrze: miało być w okolicach 20-25*C choć było cieplej. Upału jednak nie było. Wiedziałem, że ma przyjechać Jasiu jednak po wejściu do pierwszego sektora okazało się, że przyjechał również Tomek Czerniak. No nieźle! W zeszłym tygodniu po Bielawie nie mógł stanąć na nogę a teraz leci GIGA. Wszak w miarę lajtowo ale mimo wszystko.
Gadki szmatki w sektorze, przywitanie Jasia i lecimy. Pierwsze zakręty i zaliczyłem ostrego drifta na torze po wąskotorówce, który był wkomponowany w jezdnię. Na szczęście szybkie wypięcie nogi, podpórka i leciałem dalej choć mogło być groźnie.
Tu zaczął się długi na kilka kilometrów asfaltowy podjazd. Jeśli chodzi o stromiznę, to było to coś pomiędzy Świeradowem a Piechowicami. Tętno znowu ok 190 tutaj jednak nie czułem jakiegoś mocnego parcia czołówki, aż nawet byłem zdziwiony. Na moje spostrzeżenie Tomek odparł, że mi się wydaje... Może to i dobrze ;-P
Długi podjazd przeszedł w szutrówki też podjazdowe ale niebawem rozpoczęły się zjazdy. No i tutaj to się wyszalałem na całego.
Zaczęło się od wąskiego prawie singlowego zjazdu usianego mnóstwem luźnych kamieni. Przede mną Tomek, którego nie traciłem z oczu do tej pory ale tutaj dopiero dogoniłem. Jechał tuż przede mną i coś mu nie poszło. Przeskoczył przez kierownicę, rower się walnął, stwierdził że ma trochę dość i leci wolniej. Ja poleciałem swoje. Od tej pory już ani Tomek ani Jasiu mnie nie dogonili. Tomek ponieważ odpuścił zjazdy trochę, a Jasiu zapewne również bardziej zachowawczo tam zjeżdżał. Ja wiem, że mogę to lecieć i to jedno z niewielu miejsc gdzie mogę nadrabiać dystanse nad innymi, więc leciałem.
Wąski singiel przerodził się w szersze szlaki, raz szutrowe jak wyżej na zdjęciu, innym razem z mnóstwem kamieni gdzie trzeba było błyskawicznie i uważne wybierać tor jazdy.
Rewelacyjne zjazdy! To było to co uwielbiam w Kotlinie Jeleniogórskiej i Karkonoszach. I sporo techniki i sporo szybkości i mnóstwo zakrętów! Takimi szlakami to ja mogę pomykać i wyciskać siódme poty ze sprzętu!
Po zjazdach, które de facto wróciły nas do Janowic rozpoczęły się kolejne leśne podjazdy. Długie, nie dające chwili wytchnienia, tym bardziej, że co chwila ktoś z tyłu "deptał po kołach" ;-P
Ten podjazd też był ciekawy i uświadamiający, że trzeba mieć wypracowaną moc, żeby móc to podjechać utrzymując się stawki i jeszcze rywalizować.
Dotarłem do upragnionego bufetu (nie dlatego, że chciałem "zatankować" tylko wiedziałem, że jest na przewyższeniu i rozpoczną się zjazdy ;-P) i pomknąłem w dół. Tutaj stawka była już dość rozciągnięta a mimo to na zjazdach dorwało mnie i wyprzedziło dwóch gości. Zrobili to tak szybko jakby byli z czołówki, a wcześniej złapali kapcie i teraz nadrabiali. Hmm.... możliwe, też że to kwestia sprzętu: 29'' jeden, i full drugi... Ci to często niestety mają przewagę nad sztywnymi 26''...
Gdzieś tak od 1/3 trasy wymijałem się z jednym gościem: ja go wyprzedzałem na zjazdach, on mnie na podjazdach. I tak kilka razy praktycznie przez cały wyścig. Ostatecznie zabrakło mi jednego zjazdu ;-P żeby mieć nad nim przewagę. Wyprzedził mnie na końcowych kilometrach i utrzymał kilkudziesięciometrową przewagę do mety. No cóż, miał trochę mocniejsze kopyto, choć na zjazdach sporo tracił.
Na mecie okazało się, że w tylnym kole znowu jak w Bielawie miałem pasażera na gapę: jakiś patyk poprzecznie wplątał się w szprychy i tak mi towarzyszył ;-P
Wyścig jak najbardziej udany: pogoda super, trasa super, wynik też:

Pozostaje liczyć na to, że jest on wynikiem formy, a nie nieobecnością lepszych bikerów, którzy ruszyli na maraton Golonki do Ustronia ;-)
Mam nadzieję, że Szklarska Poręba to zweryfikuje.
--------------------------------------------
PODSUMOWANIE:
- MEGA OPEN: 23 / 265 (poziom w tej skali to ,,,)
- M-3: 7
- czas: 02:23:57 / 02:00:52 [najlepszy - współczynnik do jego wyniku: 1,28]
- Średnia prędkość: 14,3 km/h [najlepszy 17,44 km/h]
- Średnia kadencja: 71 obr./min
WARUNKI: piękna słoneczna pogoda, trasa wilgotna ale nie mokra
OPONY: nooo tutaj to się okazało.... totalne zaskoczenie. Po Bielawie nastąpiła zamiana opono: na przód poszedł X-King, na tył Gato. No i tak jak się okazało wcześnie, że Gato świetnie prowadzi a X-King świetnie napędza, tak tu Gato bardzo słabo napędzała, a X-King nie prowadził się najlepiej.
Gato niestety na podjazdach lubiła z racji rzadkiego protektora minimalnie boksować. To jeszcze jest znośne, ale zupełnie odpadała na kamieniach i podjazdach. Nie daj boże na ostrym leśnym podjeździe na jej torze jazdy trafił się kamień czy skałka, a od razu następowało przeskoczenie i zaboksowanie. No niestety ale musiałem sporo uwagi i techniki jazdy przeznaczyć na szukanie optymalnego toru jazdy, tak aby nie zaliczyć kamieni :-/
X-King nie był dobrą oponą prowadzącą na tych szybkich i trudnych technicznie zjazdach. Ani tych szutrowych i ubitych, ani tych z luźny kamieniami. Wszędzie trzeba było zjeżdżać zachowawczo z pamięcią, że opona może nie trzymać tak dobrze jak Gato w Bielawie.
Nie ma mocnych - w Szklarskiej wróci kolejność z Bielawy...
KONDYCJA: bardzo dobrze, myślę, że jestem gdzieś w okolicach szczytu tego sezonu.
-------------------------------------------
Śr. kad. 73
Kategoria Maratony 2012, TESTY, Fotosos
Dane wyjazdu:
52.00 km
52.00 km teren
02:52 h
18.14 km/h:
Maks. pr.:60.20 km/h
Temperatura:33.0
HR max:196 ( 98%)
HR avg:176 ( 88%)
Podjazdy:1686 m
Kalorie: 2250 kcal
Rower:Kuba :-)
Bielawa - małe piekło, ostre górki, szybkie szutry
Sobota, 28 lipca 2012 · dodano: 31.07.2012 | Komentarze 0
Piekło, piekło, piekło i tyle.Wyjazd 5:45 razem z Andrzejem Tujdowskim, dojazd spokojny i o czasie. Godzina 9:00 a na termometrze już 30*C... Na miejscu wyjście z auta i gorąca masakra... Na szczęście jest spory wiatr, który dodaje ciut ochłody. W lasach powinno być lepiej.
Niewielka rozgrzewka, zauważenie przy tym busa Rafała i Glona przy nim, przywitanie, i dawaj do sektora. W sektorze już pełno ale przepycham się do Jasia, żeby się przywitać. Z przodu przed taśmą Tomek Czerniak i Rafał Łukawski już stoją. Daleko po lewej pod bandami jest Jurek. Fajnie że jednak wybrał się w góry ;-) Kibicuje nam Kinga, żona Jasia. W międzyczasie dołącza do nas Magda Hałajczak i wita się z Jasiem. Nooo.... będzie się dzisiaj z kim zmierzyć znowu ;-P
W sektorze ok 15 min, ale nie jest źle z powodu wiatru. Start, ruszamy. Na szczęście tempo nie jest tak ostre jak w Piechowicach, aczkolwiek w pierwszych kilkunastu minutach średnie tętno mimo wszystko na poziomie 190.
Początkowo trzymam się Rafała i Tomka, w zasięgu wzroku jest też Magda. Generalnie powoli sukcesywnie gdzieś znikają ponieważ z uwagi na upał staram się jechać raczej własnym tempem i utrzymywać swój rytm nie jadąc na siłę "żeby utrzymać". Swoje i tak zrobię, a grzać dla samego grzania może jest zupełnie bezcelowe.
Na starcie jeszcze przewidywaliśmy, że jak wjedziemy w las to powinno zrobić się bardziej znośnie pod względem temperatury. A tu zonk! Jest jeszcze gorzej niż na starcie, ponieważ drzewa osłaniają od wiatru tamując ruch powietrza, a to z kolei nieruchome nagrzało się jeszcze bardziej niż poza lasami. Istna masakra i duchota!!
Do Koziego Siodła przeważają leśne drogi i jedna szutrowa, leśna "autostrada". Jakiś czas wykorzystuję jednego z bikerów siedząc mu na ogonie. Podaje delikatnie mocniej... Kilka, kilkanaście minut jazdy za nim i stwierdzam, że uczciwie byłoby dać mu zmianę. Wyzyskanie rezerw sił, skok przed niego i rzucam krótkie hasło: "no dobra kolego, teraz moja kolej, wskakuj na koło". Nie protestował ;-P
W tym czasie mija mnie znana koszulka whirpoolowska. Próbuję zerknąć kto to i wydaje mi się że to Kamil Dziedzić. Pada pytanie "Kamil?", ale okazuje się, że nie. To Paweł Dobrzański. Ma dobre tempo więc mimo wszystko przyspieszam i próbuję trzymać jego koło.
Tym sposobem dojechaliśmy do szerokiej, nowo wybudowanej szutrówki, która ma być ponoć droga przeciwpożarową, a wygląda jak leśna autostrada....
Paweł zdążył odejść i tu o dziwo spotkało mnie to co jakiś czas temu sam zrobiłem: gość, który mnie wyprzedzał rzucił "Dawaj idziemy! i tym razem ja nie protestowałem ;-P Zauważyłem jedynie że wolałbym jechać, jeśli mogę ;-D
Za Kozim Siodłem zaczęło się już ostre MTB po korzeniach w kierunku Wielkiej Sowy. Można było jechać albo po mnóstwie luźnych kamieni na szlaku, albo ciut z boku po kilkucentymetrowych, gęstych, poprzecznych korzeniach. Tak źle i tak niedobrze. Pamiętam ten odcinek z zeszłego roku z Głuszycy u Golonki: dłużył się niemiłosiernie i nie miał końca. Tym razem o dziwo przeleciał dość szybko. Może dlatego, że wyglądałem jak diabeł w piekle? :-D

Za Wielką Sową rozpoczął się ostry zjazd wąskim szlakiem usianym mnóstwem luźnych kamieni. Ostry harcor w dół czyli to co tygrysy lubą najbardziej :-D
Jak tylko ten zjazd się skończył była ostra nawrotka na szlak trawersujący zbocze. W tym miejscu spotykam Tomka Czerniaka, leży, wygląda nieciekawie, mówi, że się wywalił. Na szczęście obsługa była w okolicy i już do niego idzie. Mogę lecieć dalej.
Zaczynają się nieznaczne podjazdy. Gdzieś tutaj dochodzi mnie znowu Paweł i narzucając tempo każe wskoczyć na koło. Ostro idzie ale rozpoczęły się zjazdy więc sporo zyskuję a przy okazji sporo też odpoczywam. Przy kolejnym podjeździe dziękuje i lecę dalej. Będę się z nim jeszcze tak ze 2 razy mijał i na ostatnim też trudnym podjeździe będę próbował go trzymać jednak tam już nie dam rady.
Ale teraz przed nami jeszcze wjazd na Orzeł, singiel za Sową i betonowe płyty na (chyba) Lisie Skały.
Orzeł - potworny skwar, zero wiatru, zero cienia a podjazd chyba jeden z najbardziej stromych w Polsce. Młynek ledwo tutaj wystarcza. Pierwszy raz jestem zadowolony z tego, że ostatnia zębatka ma 34 a nie 31 zębów...

Singiel za Sową całkiem przyjemny. Na nim mam "powtórkę" ze Złotego Stoku z Magdą Hałajczak ;-P Wyprzedzam ją na tym zjeździe, zaliczam ostrą i nawet niebezpieczną agrafkę w lewo (w zeszłym roku było tu mokro i ledwo wyhamowałem przed wyleceniem z trasy....) i już jest kolejny ostry podjazd gdzie oczywiście Magda wciska w pedały i sukcesywnie się oddala. Niestety już jej nie dogonię. Na metę wjedzie z ok dwuminutowym zapasem nade mną.
Jest już ciężko, pojawiają się powoli skurcze, które na szczęście udaje się rozjeździć. Za chwilę pojawiają się betonowe płyty, kolejny hardcorowy podjazd. O zgrozo zaczyna mi się chcieć pić! Niedobrze, niedobrze! Jeśli się odwodniłem to nie będzie łatwo. Na szczęście podjazd nie jest taki długi a na szczycie otuchy daje dwójka kibiców, która mówi, że bufet już niedaleko. To działa na psychikę i pozwala jechać dalej.
Bufet niebawem się pojawia. Szybkie uzupełnienie bidonów, szybkie wciągnięcie dwóch cząstek pomarańczy i można lecieć.
Od tego miejsca większość trasy to już zjazdy.

Pojawiają się dwa dłuższe podjazdy ale to szutrowe drogi więc można jeszcze przeżyć. Jedynie ostatni podjazd dał się trochę we znaki, zaczynał się niewinnie ale niestety jak w teście na wytrzymałość: im dalej tym trudniej i stromiej.
Ostatni zjazd jest bardzo niepewny. Nie pod względem trasy. W tylnym kole zaczęły się robić dziwne wibracje jakby opona tarła o ramę. Opona jednak jest daleko od ramy... :-/

Co dziwne: kiedy pedałuję jest ok, kiedy przestaję powstaje ten nieprzyjemny i dość mocny rezonans. Pedałuję zatem cały czas, jadąc jednocześnie zachowawczo aby w ogóle dojechać.
Udaje się :-D
Na wstępie kilka oddechów, sprawdzam koło. Dwie szprychy przeciwnie wychodzące są trzymane w piaście trzema trzpieniami. Pomiędzy nie wchodzą szprychy. No i jeden trzpień pękł i się odgiął na zewnątrz przez co szprycha straciła trzymanie i się rozluzowała. Luźna wpadała w wibracje. Dlaczego jak pedałowałem nie wibrowała? Nie wiem.
Udałem się do myjek a tam .... pusto (wow!)... działają myjki (wow!) ... i jest jeden wąż z lekko lejącą się wodą i mycia bikerów (wow!) :-D
Rowerek umyty, biker też (co w tym upale było cudownym przeżyciem) i zaczynam wracać. Jednak zauważam samochód orga a w środku Tomka. Właśnie go zwieźli. No cóż, udaję się za samochodem żeby się coś więcej dowiedzieć.
I dobrze, że to zrobiłem. Tomek ledwo wysiadł z samochodu. Stał o jednej nodze. Druga ma stłuczoną łydkę, biodro + szlify na całych plecach. Sam nie dotrze, proponuję pomoc. Biorę jego kask i rzeczy, on sam kuśtykając na jednej nodze i opierając się na rowerze próbuje się przemieszczać. Dochodzimy do samochodu Rafała, tam trochę przerwy. Po jakimś czasie zaczynają się pojawiać Kinga, później Glon, Rafał, ojciec Tomka. W między czasie pojawił się Andrzej i zdążył umyć rower. Udajemy się wiec do samochodu i potem na zasłużoną pastę ,tym bardziej że to już prawie 16ta :-)
Tombola znowu przeszła koło nosa, za to na szczęście od Wrocławia poprawiła się pogoda i przyszły gęste chmury dzięki czemu ni było gorąco ;-P
A wynik? Ano 42 OPEN i 11 M3. Open mogłoby być lepiej, w Piechowicach byłem 37 ale za to 11 w M3 to najlepszy wynik w tym sezonie więc nie jest źle ;-)
----------------------------------------------------------------------
PODSUMOWANIE:
- MEGA OPEN: 42 / 351 (poziom w tej skali to 12,8%)
- M-3: 11
- czas: 02:52:20 / 02:14:47 [najlepszy - współczynnik do jego wyniku: 1,28]
- Średnia prędkość: 18,47 km/h [najlepszy 23,61 km/h]
- Średnia kadencja: 64 obr./min
WARUNKI: gorąco! Na starcie ok 33*C w lekkim wietrze. W lesie jeszcze gorzej, bo powietrze tam stało i się cały czas nagrzewało.
ROWER: Cube spisał się dobrze, bez zastrzeżeń.
OPONY:
- przód Geax GATO - bardzo dobra opona prowadząca, sprawdziła się praktycznie wszędzie, bez względu na to jakie było podłoże
- tył Continetnal X-KING - równie dobrze sprawdziła się jako opona napędowa. Największy test był na korzeniach przy podjeździe na Wielką Sowę. Nie przypominam sobie, żeby się gdzieś tam uślizgnęła lub lekko straciła przyczepność przy przejeździe przez kamień lub korzeń. Jedyne zastrzeżenie to przyczepność na mocno utwardzonej nawierzchni gdzie występował drobny żwirek, lekko sypkie. W takich miejscach delikatnie traciła przyczepność i miała tendencje do lekkich uślizgów pod naporem pedałowania ale wszystko raczej w ramach kontroli, bez zaskoczeń. Możliwe, że gdyby było trochę bardziej mokro mogłaby mieć ciut większe problemy. Tak czy siak dobrze napędzała.
KONDYCJA: trudno tutaj coś wskazać w tak trudnych warunkach (upał i strome podjazdy). Generalnie całkiem nieźle choć czasami brakowało tych kilku watów mocy na podjazdach, żeby mocniej depnąć. Wydaje mi się, że w Wałbrzychu podjazdy szły mi lepiej. Możliwe że to kwestia pogody i temperatury. Wynik jednak pokazał, że tak źle nie było ponieważ nie mogę mówić o jakieś niższej pozycji. Może zatem jak pogoda się poprawi to i szybciej pojadę? ;-P
DOJAZD: 244 km / 3:45 / śr. 65 km/h [google mówiło 4 godz.]
----------------------------------------------------------------------
Kategoria Maratony 2012, TESTY, Fotosos
Dane wyjazdu:
0.00 km
0.00 km teren
h
km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:
Kuba - wymiana kasety + łańcucha
Wtorek, 1 maja 2012 · dodano: 01.05.2012 | Komentarze 0
Kuba musiał niestety przyjąć nową kasetę i łańcuch ponieważ ta co była w nim podczas zakupu nie przyjmowała nowego łańcucha na 5-8 biegu, choć sam łańcuch miał tylko 127,5 mm (gdzie wymiana jest sugerowana przy 128 mm). Powstawało więc ryzyko, że korba będzie się zbytnio na tym zużywać.1. Dystans roweru 325 km staje się poziomem 0 km dla nowej kasety i łańcucha.
Kaseta: Deore LX CS-HG61 11-34T
Łańcuch: nowy HG-53 (będzie wymieniany co jakiś czas z HG-73)
2. 370 km / 694 km przebiegu zestawu (w tym błotna masakra w Wieluniu - 61 km) zmiana łańcucha na nowy HG-73.
- HG-53 - 127,2 mm / 370 km
- HG-73 - 127 mm / 0 km
3. 482 km / 1176 km (30 maja 2012) - sprawdzanie pobieżne HG-73 - łańcuch nie wykazuje zużycia, 127 mm, po przyłożeniu do niego HG-53 ten drugi widocznie jest dłuższy. HG-73 zostaje dalej.
Czyli testowanie... czas start!
Kategoria Techniczne, TESTY
Dane wyjazdu:
69.00 km
60.00 km teren
02:48 h
24.64 km/h:
Maks. pr.:50.10 km/h
Temperatura:16.0
HR max:193 ( 98%)
HR avg:177 ( 90%)
Podjazdy: m
Kalorie: 2240 kcal
Rower:
3...2...1... START! Dolsk - Grand Prix Wielkopolski
Niedziela, 22 kwietnia 2012 · dodano: 22.04.2012 | Komentarze 2
No to sezon można formalnie uznać za rozpoczęty.Pierwszy start w tym roku. Pierwsza edycja Grand Prix Wielkopolski - Dolsk.
Pogoda dopisała, na początku wyszło słońce i była spora obawa, że bluza założona na krótki rękawek będzie przesadna, ale w połowie trasy trochę się zachmurzyło i ochłodziło, tak więc nie była zbędną. Po dojechaniu do mety okazało się, że wiatr mimo wszystko jest chłodny a temperatura niska. Podczas jazdy nie było tego czuć.
Teren też był prawie idealny, lekko wilgotne piaszczyste drogi nie pyliły i nie były "chlapiące". Gdzieniegdzie na niektórych zakrętach tylko piasek był bardziej grząski bo rozjechany przez czołówkę.
Poznańska ekipa dopisała w takim stopniu, że łatwiej jest mi wskazać kogo nie było niż kto był ;-P
Praktycznie wszyscy, z którymi ostatnio jeździłem byli na miejscu i rywalizowali. Atmosfera zatem była wyśmienita, sporo wrażeń, nie było kiedy się nudzić bo zawsze można było z kimś porozmawiać i wymienić się przeżyciami, uwagami, emocjami.
Ja wybrałem się z Jarkiem Skrzypczakiem i tak się z nim dobrze jechało, że jazda nam szybko minęła (65 km), tak jakby to miało być chyba z 10-15. Ledwo ruszyliśmy a już byliśmy na miejscu :-D
Potem cudowne czekanie z godzinę na wietrze po numer z niewiele znaczącą liczbą:

zakończone małym wyziębieniem. Złożenie roweru, chwila przejażdżki i start.
---------------------------------------------------
Warunki: sucho, lekko wilgotne podłoże nie pyliło, dość chłodno, ok 19-13*C. Trasy szybkie z niewielkimi miejscami głębszego piachu wymagającego mimo wszystko dość dobrej techniki i mocy. Dość sporo asfaltów było. Dwa odcinki przynajmniej po kilka km.
Rower: aaa tutaj to było pytanie przed startem: wypróbować nowy nabytek (4 dni w posiadaniu i tylko kilkanaście km jazdy), czy też postawić na wcześniejsze rozwiązania. Wybrałem to pierwsze i generalnie nie żałuję. Komfort jazdy z lepszym amortyzatorem (Reba) jest nieporównywalny (wcześniej twardy Dart3). Lekkość roweru też miała znaczenia.
Pojawiły się dwa mimo to dwa upierdliwe mankamenty: przeskakujący łańcuch oraz niewyregulowane przerzutki (możliwe, że jedno było powiązane z drugim).
Drugi mankament to na ok 10-15 km przed końcem rozluzowało mi się trzymanie kierownicy przez mostek. Linki "pchały" kierownicę ku górze więc wszystkie manetki również się obracały. Musiałem trzymać wszystko w odpowiednim ułożeniu kładąc palce na hamulcach. Nic przyjemnego :-/
Wyjątkowo dobrze sprawiło się siodełko BOPLIGHT, które mimo już dłuższego użytkowania dopiero teraz przetestowałem na dłuższej trasie. Dość twarde ale okazało się całkiem wygodnie. Jak na razie nie odczuwam żadnych otarć ;-P
Opony: stare dobre Maxxis'y Cross Mark okazały się... trochę mało przyczepne. W zeszłym roku na maratonach sprawiały się bardzo dobrze a tutaj? Nie wiem czy to doświadczenie Race King'ów i Gato Satuaro ujawniło, że może być coś lepszego, czy też może to w tym terenie tak po prostu było. Nie mniej jednak spodziewałem się lepszej przyczepności. Była on oczywiście kontrolowalna (to najważniejsze) ale mimo wszystko mniejsza niż się spodziewałem. Chyba pójdą na jazdy pozamaratonowe...
Kondycja: przygotowanie lepsze niż w zeszłym roku. Zmęczenie po mniejsze niż kiedyś nie mniej jednak myślę, że jeszcze trochę brakuje mocy. Złapał mnie jeden skurcz, ze dwa czy trzy razy pojawiały się objawy rozpoczęcia, które na szczęście udało się "rozjechać".
Do ok połowy trasy trzymałem tępo, niestety w newralgicznym punkcie (krótkie ostre podjazdy) grupa, z którą jechałem załapała lekką przewagę, której samemu nie udało się niestety już nadrobić, co zaskutkowało tak zwaną "samotnością długodystansowca". Reasumując: do połowy nieźle, od połowy trochę słabiej.
Zaliczyłem jednego żela, trudno jednoznacznie powiedzieć czy pomógł. Brak osłabienia i niedostatku energii mi się nie udzielił więc może okazał się pomocny. Zobaczymy jak w kolejnych startach będzie to wyglądało...
PS
Dzieci się pobawiły i teraz dzieci grzecznie zjedzą obiadek ;-P

PODSUMOWANIE:
- MEGA OPEN: 76 / 176 (poziom w tej skali to 43,18%)
- M-3: 35
- czas: 02:48:56 / 02:18:00 [najlepszy - współczynnik do jego wyniku: 1,22]
Kategoria Maratony 2012, TESTY