Info

Więcej o mnie.


Wykres roczny

Archiwum bloga
- 2015, Sierpień1 - 0
- 2014, Czerwiec2 - 0
- 2014, Maj1 - 0
- 2014, Marzec1 - 0
- 2013, Wrzesień9 - 1
- 2013, Sierpień16 - 1
- 2013, Lipiec11 - 3
- 2013, Czerwiec15 - 9
- 2013, Maj21 - 1
- 2013, Kwiecień13 - 0
- 2013, Marzec10 - 1
- 2013, Luty8 - 0
- 2013, Styczeń12 - 1
- 2012, Grudzień6 - 2
- 2012, Listopad7 - 0
- 2012, Październik6 - 0
- 2012, Wrzesień15 - 2
- 2012, Sierpień21 - 8
- 2012, Lipiec24 - 5
- 2012, Czerwiec20 - 0
- 2012, Maj19 - 4
- 2012, Kwiecień20 - 7
- 2012, Marzec13 - 0
- 2012, Luty6 - 0
- 2012, Styczeń8 - 1
- 2011, Grudzień5 - 0
- 1991, Kwiecień1 - 3
Wpisy archiwalne w kategorii
Maratony 2013
Dystans całkowity: | 655.10 km (w terenie 495.80 km; 75.68%) |
Czas w ruchu: | 34:09 |
Średnia prędkość: | 19.18 km/h |
Maksymalna prędkość: | 66.00 km/h |
Suma podjazdów: | 14820 m |
Maks. tętno maksymalne: | 197 (99 %) |
Maks. tętno średnie: | 182 (91 %) |
Suma kalorii: | 24840 kcal |
Liczba aktywności: | 10 |
Średnio na aktywność: | 65.51 km i 3h 24m |
Więcej statystyk |
Dane wyjazdu:
80.70 km
80.00 km teren
04:32 h
17.80 km/h:
Maks. pr.:66.00 km/h
Temperatura:26.0
HR max:191 ( 96%)
HR avg:172 ( 86%)
Podjazdy:2100 m
Kalorie: 3380 kcal
Rower:Kuba :-)
BM - Szklarska Poręba
Sobota, 17 sierpnia 2013 · dodano: 22.08.2013 | Komentarze 0
Plan był w miarę ambity na mocna jazdę, utrzymanie tempa na długich podjazdach. Przygotowania też w miarę dobre z naciskiem na siłę, na owe podjazdy, a i w miarę trochę wolnego przed samym startem.Pogoda dopisała, warunki pawie idealne, słonecznie, ok 26*C, jedynie trochę za ciepło przez co na wymagającej trasie następowało spore odwodnienie.
Start został przesunięty o 15 min (korki przed Szklarską) przez co staliśmy ok 20-30 min stygnąc... No ale cóż, każdy tak miał ;-)
Start pod ostrą górkę i później kilka kilometrów podjazdu do Wysokiego Mostu.

Bez żadnych zaskoczeń, znam te trasy bardzo dobrze więc i szybko to zleciało.
Każdy odcinek praktycznie do pętli GIGA z powodu znajomości trasy był prawie jak mignięcie.
Przed Grzybowcem musiałem zsiąść na 30s - siodełko było zbyt słabo dokręcone przez co obniżyło się o kilka cm. Sam podjazd wymagający ale w miarę sprawny.
Zjazd zielonym do Jagniątkowa to mały hardcore: pamiętałem go z Bike Adventure gdzie końcówka była praktycznie nieprzejezdna, z wielkim dropem i w warunkach wyścigowych jedynie do zejścia pieszo. Na tym odcinku sprężając się niestety nadwyrężyłem prawą nogę, co poskutkowało już na 30 km objawami skurczowymi oraz bólem mięśni. Trudno, ważne że dało się mimo tego w miarę dobrze jechać.
Podjazd pod Dwa Mosty już był dość wyczerpujący aczkolwiek w miarę sprawny. Na bufecie podpompowuję tylne koło aby nie dobijać go dalej (niestety nie udało się uszczelnić więc pozostała dętka). Chwila wytchnienia przy prędkości 65 km/h na zjeździe i znowu wjazd w las. Tutaj spodziewałem się większych trudności ale nie było źle: jeden tylko fragment totalnie bagienny. Przed wjazdem na żółty szlak w kierunku Borowic widzę mijankę, którą pamiętam z mapy. Dobrze wiem że skrócenie tutaj trasy daje zapas kilku km oraz kilku lub nawet kilkunastu minut. Mam nadzieję, że org wpadł na pomysł zrobienia punktu kontrolnego gdzieś w środku tej pętli.
Moje nadzieje okazują się płonne: nie ma kontroli... Taka sytuacja, gdzie ktoś znający trasę może bardzo łatwo skrócić trasę i zyskać w sumie ostatecznie kilkanaście lub kilkadziesiąt minut na całej trasie, zdarzy się jeszcze dwa razy. Nikt tego nie pilnował... pięknie...
No ale wracając do mijanki: kilkaset metrów wcześniej doszedł mnie zawodnik z Wąs Sportu. Pamiętam go z zeszłego sezonu. Był mniej więcej na podobnym poziomie ale generalnie zawsze udawało mi się łatwo łapać nad nim dystans. Tutaj ciągnął dość sprawnie. Przed Przesieką gdzie jest sporo technicznych zajazdów udaje mi się złapać dystans. Później na bufecie jednak mnie dochodzi.
Ta sytuacja trochę weszła mi na ambicje, tym bardziej, że co rusz to dochodził, to zostawał. O dziwo początki podjazdów "deptał" i wyprzedzał, a potem zostawał. Mi wystarczyło wrzucanie swojego równego tempa. O dziwo, bo to nie jest jego pierwszy sezon...
Choć próby rywalizacji niestety zużywały spore pokłady energii i byłem już nieźle zmęczony nie mogłem odpuścić. Wiedziałem, że pojedzie mega i wiedziałem, że jak na rozjeździe będę za nim to niejako "wygra" to starcie, a i nie zobaczy co naprawdę jadę....
Ostatni zjazd techniczny przed rozjazdem już wiedziałem, że da mi trochę przewagi, potem pozostało kilkaset metrów utrzymać się na prowadzeniu na podjeździe do rozjazdu. A wiec depnąłem i się udało. Z ulgą wjechałem na rozjazd w kierunku Dwóch Mostów, jeszcze tylko kontrolne zerknięcie do tyłu i... zjechał na MEGA ]:->
Podjazd dał się we znaki, 1-2 km/h wolniej, zmęczenie spore, wątpliwe nogi (stany skurczowe ciągle dają o sobie znać). Po zjechaniu z Dwóch Mostów i wjechaniu w las wyprzedza mnie ktoś z ESKI. Nikogo się nie spodziewałem ze swoich znajomych więc myślałem, że to ktoś z innej miejscowości, a tu... Jasiu :-)
Krótkie: "Cześć" i "Co tak daleko?" i już jechaliśmy dalej. Nastąpiła powtórka z Bielawy: Jasiu deptał pod górkę nie dając mi wytchnienia i odjeżdżając, a potem na zjazdach puszczał mnie przodem, gdzie łapałem przewagę. Ale generalnie jechaliśmy razem.
Na przedostatnim bufecie uzgadniamy tankowanie i lecimy dalej. I tak współpracując i razem jadąc, podtrzymując się w utrzymaniu tempa dojechaliśmy do Drogi Pod Reglami w Jagniątkowie.
Tu wiem że czeka nas równomierny podjazd leśną drogą i wiem, że mimo niewielkiego nachylenia nie będzie łatwo. Jasiu ma mocną nogę, łapie dystans. Kiedy się wypłaszcza, mam go w zasięgu wzroku ale już mi się nie udaje dojechać. Michałowice i powrót do Szklarskiej (ok 7-10 km) to już samotna walka ze zmęczeniem.


Na mecie jak to mecie, okazuje się że z deklarowanych 76 km wyszło 80,5 km. Niby pikuś ale na psychikę podczas jazdy dział...
Spotykam Tomka Pawelca i Jasia. Dziękujemy sobie za współpracę. To że ja bez niego bym tak mocno nie jechał końcówki to wiem (raz że daje więcej do pieca co mobilizowało, dwa sporo też ciągnął mnie za sobą) ale tego że on mi podziękuje tak samo, to bym się nie spodziewało, a tak się właśnie stało. :-D
Okazało się że mając mnie przed sobą na zjazdach, widząc gdzie i jak można pojechać jechał mniej asekuracyjnie niż zazwyczaj. To cieszy, bo choć trochę i ja miałem wkładu w tę wspólna jazdę.
Ostatecznie ląduję na 30 miejscu OPEN i 8 w swojej kategorii, czyli de facto nie jest źle. To jest mój poziom jeśli chodzi o kategorię. Trochę gorzej jeśli chodzi o OPEN.
Summarum świetny wyścig, fajna trasa, szkoda tylko że organizm ciut zawiódł. Ale nic, wiadomo co trzeba poprawić i będzie dobrze :-)
Kad. 76
Kategoria Fotosos, Maratony 2013
Dane wyjazdu:
70.45 km
65.00 km teren
04:00 h
17.61 km/h:
Maks. pr.:61.00 km/h
Temperatura:25.0
HR max:192 ( 96%)
HR avg:171 ( 86%)
Podjazdy:2300 m
Kalorie: 3060 kcal
Rower:Kuba :-)
Bike Maraton - Bielawa
Sobota, 20 lipca 2013 · dodano: 01.08.2013 | Komentarze 0
Jak to mówią: lepiej późno relacja, niż później ;-PWyjazd tradycyjnie z Poznania wczesnym rankiem. Oprócz Andrzeja nowe osoby dołączają się do wyjazdu Jonasz oraz Piotrek Niewiada.
Dojazd przebiega bez najmniejszych problemów. Pogodowo zapowiada się dla niektórych jeden z pierwszych suchych maratonów w roku. Temperatura w okolicach 26*C więc da się żyć. W sektorach bez emocji, trochę leniwie.

Start bez mocnej zrywki, chyba wszyscy wiedzieli że przed nimi kilkanaście km podjazdów. Czuję zapas energii ale wiem, że przede mną giga... muszę zwolnić. Z racji małego doświadczenia na tym dystansie łapię tempo rywala z pierwszego sektora. Wiem, że jest silniejszy ale jego tempo mi pasuje. Niebawem dołącza do nas Tomek Czerniak. I tak na zmianę dojeżdżamy do kamienistego wjazdu na Wielką Sowę.


Tutaj też razem z nami jedzie Tomek Zozuliński. Jak do tej pory wszyscy równo, bez zapędów.
Pierwszy raz ten podjazd pokonywałem po korzeniach, z boku kamienistego "wąwozu", ale to były czasy kiedy tutaj już się walczyło aby przejechać, a nie ścigało. Tym razem patrzę na tych z przodu: większość wybiera kamienie. Też próbuję. Nie jest łatwo, sporo techniki to wymaga ale da się ścigać. Gorzej jeśli ktoś bywał przede mną a czułem, że mogę go wyprzedzić.
Tutaj niestety technika nie pomogła uzyskać przewagi nad tłentinerami.... mój rywal + Tomek odchodzą, a mi pozostaje walka z kamieniami.
To samo stało się na zjeździe z Wielkiej Sowy. Tutaj jednak doszedł czynnik roweru, napompowanych mocniej opon + nieużywanych przeze mnie na startach polaryzacyjnych okularów. Po prostu czułem się niepewnie. Tak jak takie zjazdy niejednokrotnie łykam jak na rozgrzewkę, to tak tutaj czułem się niepewnie i zwalniałem. Możliwe, że to kwestia odzwyczajenia od Cube'a. Po Bike Adventure nie wsiadłem na niego prawie w ogóle. Naprawiłem go na dwa dni przed startem, więc organizm chyba stale pamiętał Wheelera....
Pierwsze kółko giga to była jazda z Tomkiem Zozulińskim. Znowu sądziłem, że będzie mocniejszy, a mimo wszystko udało mi się uzyskać sporą przewagę nad nim przed rozjazdem mega/giga (Tomek leciał mega).
Dwa najcięższe podjazdy pod Orzeł oraz późniejsze betonowe płyty przejechałem nad wyraz dobrze, bez najmniejszych problemów. Nie za szybko ale i też nie totalnym mieleniu młynka. To cieszyło, bo z zeszłych startów pamiętałem, że miałem tu problemy.
Drugie kółko giga już nie było takie dobre. Niestety zwolniłem, dało znać mimo wszystko "wypalenie" z pierwszego podjazdu. Trudno. Na szczęście podjazdy udawało się pokonać płynnie i bez problemów.
Na końcówce pętli dościgał mnie Tomek Dopierała. W tym roku jest mocniejszy ale mimo wszystko próbowałem z nim rywalizować. Niestety na kilka km przed metą mnie zostawił...
Końcowe kilka km bez większego zaskoczenia, wyprzedzania. Jedyny satysfakcjonujący akcent to na ostatnim mocnym podjeździe, który zaczynał się łagodnie, a kończył nachyleniem nawet 20%.
Na początku tego podjazdu dorwał mnie jeden kolarz, który razem ze swoim teamem wyprzedzał mnie na drugim kółku giga. Później odpadł i go wyprzedziłem. Tutaj przez cały podjazd próbował mnie podejść. Ja kręciłem swoje, on widziałem, że się ciągle zbliża. Kiedy było już ostatnie 20 m i największa stromizna, z młynka zrzuciłem dwie zębatki i depnąłem. Czując, że da się więcej wrzuciłem środkową zębatkę na korbie. Wstałem na pedały i przyspieszyłem. To był ostry zryw. Krótkie obejrzenie się na nawrocie....

... i zobaczyłem jak ten co mnie ścigał i prawie usiadł mi na koło zrezygnowany zupełnie odpuścił :-D
Dalej już na zjeździe do mety nawet nie próbował mnie dogonić.

Do mety dojechałem już spokojnie, nawet po drodze zgarnąłem zestaw kluczy, który ktoś zgubił.
Open 25, w kategorii 9. Nie było źle, aczkolwiek mogło być lepiej. Braki są do nadrobienia, tym bardziej że do Szklarskiej 3-4 tygodnie więc będzie można popracować :-D
Kategoria Fotosos, Maratony 2013
Dane wyjazdu:
52.00 km
47.00 km teren
02:49 h
18.46 km/h:
Maks. pr.:52.00 km/h
Temperatura:
HR max:183 ( 92%)
HR avg:163 ( 82%)
Podjazdy:1500 m
Kalorie: 1900 kcal
Rower:Treningowy
Bike Adventure 2013 - etap IV (kraaa... kraaa... kraaaa..)
Niedziela, 7 lipca 2013 · dodano: 09.07.2013 | Komentarze 0
I - przemielony tylni napędII - bez pulsometru bo się pasek zapodział
III - bez licznika bo go na drugim etapie zgubiłem, a ostatnie 100 m na snejku...
IV - i tak przed startem myślałem sobie: codziennie coś to cóż dziś?
...
Dziś dopisała pogoda: słońce zaczęło ładnie świecić, cumulusy na niebie zapowiadały brak deszczu.
Start z tego samego miejsca ale tłoczno już się dość wcześnie zrobiło. Prawie w rowie stałem. Szukałem Michała i Bartka. Bartek przybył i stanął w rowie obok mnie. Michał ponoć już na przodzie był.
Start dość zachowawczo, jak wczoraj: żwawo ale z umiarem. Bartek narzuca to tempo, a ja wiedząc jak jedzie początki mogę śmiało próbować mu dorównać i utrzymać jego koło, nie bojąc się o zajechanie już na początku. I dzisiaj ciągnie tak dość długo, przynajmniej kilka ładnych minut, starając się utrzymywać rywali na widoku. Kiedy w pewnym momencie lekko zwalnia, utrzymuję swoje tempo i wskakuję na przód. Zerkam czy się trzyma i widzę, że ciągniemy caaaałkiem niezły pociąg ;-)
Jeszcze moment i nastała ta chwila. Chwila bezpośrednio związana z tytułowym krakaniem... W przednim kole na dętce nastąpiło rozszczelnienie. Dokładnie tak: rozszczelnienie a nie przebicie... Żebym chociaż porządnego kapcia złapał :-D
No nic. Po przerwie na wymianę przywdziałem gustowne szeleczki ze starej dętki i ruszyłem dalej próbując w myślach rozważyć: co teraz?
Wyniku już nie zrobię więc niby spinać się nie muszę. Ale stratę łatwo policzyć z licznika, co może dać jakąś tam informację na temat dzisiejszego przejazdu. Z drugiej strony (i to było chyba największym motywatorem) pomyślałem, że jeszcze nie wszystko stracone jeśli chodzi o wynik drużynowy, więc ruszyłem na tyle mocno na ile było to możliwe, pracując i na podjazdach i na zjazdach.
Zaczęło się więc sukcesywne nadrabianie pozycji i wyprzedzanie najpierw uczestników FAN'u a później wersji PRO trasy.
Po drodze mijam Janusza Dziemidowicza, z naszego teamu, dzięki któremu to mogliśmy w ogóle nadal być brani pod uwagę w generalce drużynowej. To on w pierwszym etapie (po moim defekcie) spełnił rolę trzeciego koniecznego uczestnika branego pod uwagę do punktacji.

Pytam się o formę (czwarty start z rzędu może nie być łatwy) ale słysząc, że bez najmniejszych problemów i sukcesywnie prze do przodu, ciszę się z jego dyspozycji i ruszam dalej.
Do samego końca już niewiele się wydarzy. Walczę jedynie o kolejne miejsca próbując dochodzić kolejnych pojawiających się na horyzoncie nowych kolarzy. I na szczęście do samego końca udaje się wszystkie takie "namierzone" cele zrealizować ;-)
Przed metą zaliczam jeszcze OTB i porządnie obijam lewą nogę. Na szczęście bez większych konsekwencji poza bólem.

Trasa mimo, że stosunkowo szutrowa i płaska była ciekawa. Błota tym razem w ogóle nie było... poza odcinkami gdzie dominowało :-D, czyli jak do tej pory na każdym etapie.

Co do reszty drużyny: Michał tradycyjnie w czubie + powtórka z wtorku i zerwany łańcuch. Mimo to zajął drugie miejsce w M2, 6 w OPEN i utrzymał pierwszą pozycję w generalce M2. Nie ma na niego bata nawet jak łapie defekty ;-)

Bartek dojechał bez większych problemów zajmując też wysokie, czwarte miejsce w M2. Na ostatnich metrach przed tunelem, gdzie błoto sięga wręcz po osie i jest nieprzewidywalne, łapał rower i "z buta" ruszyły uzyskując 4 pozycje wyżej. To się nazywa walka do końca :-D
Niestety głównie z powodu mojego kapcia lądujemy na czwartym miejscu tej edycji jako drużyna i tak samo w generalce. Trudno, może następnym razem sprzęt będzie mniej zawodny bo spokojnie mogliśmy walczyć razem o drugą lub trzecią lokatę.
Kategoria Fotosos, Maratony 2013
Dane wyjazdu:
65.00 km
55.00 km teren
03:11 h
20.42 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max:182 ( 91%)
HR avg:162 ( 81%)
Podjazdy:2000 m
Kalorie: 2230 kcal
Rower:Treningowy
Bike Adventure 2013 - etap III
Sobota, 6 lipca 2013 · dodano: 06.07.2013 | Komentarze 0
Trzeci etap, drugie ściganie. Na start zajeżdżam zbyt późno. Michał i Bartek są na przodzie, ja kila rzędów dalej. Trudno, po starcie trzeba będzie się przeciskać.Start bez spinania ale żwawo. Dzisiaj niby zwykłe grabkowe "płaskie" Izery ale przewyższenia prawie jak wczoraj - 2000 m. Gdzie to ma być? Przekonaliśmy się o tym później....
Od start przez jakiś czas trzymam swoje tempo, do momentu kiedy nie zobaczyłem Bartka kilkadziesiąt metrów dalej. O Michale nawet nie myślę, on z pewnością jest już grubo przed nami. Próbuję podejść Bartka i stopniowo jestem coraz bliżej. Udaje mi się go w końcu dogonić i robi się powtórka ze wcześniejszego dnia: jedziemy spory odcinek razem. Wiedząc, że i tak kiedyś odpadnę, staram się ciągnąć na przodzie aby dać mu jak najwięcej czasu na utrzymanie sił. Tak przejeżdżamy pierwszy bufet i zaczynamy się wspinać do Świeradowa. W Świeradowie za bufetem Bartek odchodzi. Ale odchodzi na nie byle czym, bo na podjeździe, i to nie tym standardowym, znanym z edycji BM ze Świeradowa, ale skrótem, który ma 20% nachylenia! Zdjęcie w ogóle nie oddaje tej trwającej 17 minut katorgi:
A ta trójka widoczna na zdjęciu powyżej to będzie się wymieniała do Wysokiego Kamienia. Chłopaki miały moc i byłem przekonany, że mnie zostawią, ale na zjazdach sporo nadrabiałem. Od Wysokiego Kamienia udało mi się złapać sporą przewagę.
De facto od tego podjazd ze Świeradowa niewiele się działo poza powyżej opisaną wymianą. Był jeszcze ostry podjazd pod Wysoki Kamień i jak to opisali "wisienka na torcie" - zjazd z Wysokiego Kamienia, przez Zakręt Śmierci do Górzyńca. Były to główne trzy akcenty tworzące wspomniane na początku przewyższenia. Dwa mordercze podjazdy i jeden piekielny zjazd, gdzie bardzo trudny technicznie teren nie pozwalał na chwilę sobie folgować, a palce i dłonie drętwiały od stałego nacisku.
Można jeszcze wspomnieć o końcówce, którą można zamknąć w jednym słowie: błoto...
Kompletnie rozjeżdżona ścieżka gdzie błotna maź pokrywała miejscami całą szerokość ścieżki, a dziury dochodziły do głębokości połowy koła.
Aaaaa, i tuż przed tunelem na 150 m przed metą złapałem snejka, a za tunelem ryłem na kapciu i samej obręczy czując oddech kogoś za mną ;-P
Na koniec dwie dobre wiadomości: niesamowity wynik Michała, drugie miejsce OPEN za Kajzerem (!!) i pierwsze w kategorii, a drużynowo zajęliśmy trzecie miejsce.
Było ogień!!
PS
Naklejka na liczniku z telefonem zdała egzamin... znalazł się :-D
Kategoria Fotosos, Maratony 2013
Dane wyjazdu:
61.00 km
0.00 km teren
03:58 h
15.38 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:20.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:2100 m
Kalorie: 2600 kcal
Rower:Treningowy
Bike Adventure 2013 - etap II
Piątek, 5 lipca 2013 · dodano: 05.07.2013 | Komentarze 0
Wczorajszy etap okazał się szczęśliwy dla Michała a pechowy dla mnie i Bartka Krzyśko. Tym razem los ciut się obrócił.Trasa była bardziej wymagająca, dłuższa i wolniejsza. Do tego było kilka odcinków o wiele trudniejszych technicznie niż wczoraj. Aby tego nie było mało, dzisiaj zostały wciśnięte najsmakowitsze kąski: praktycznie po sobie następujące wjazdy na Dwa Mosty i Chomontową, później "telewizory" i techniczny zjazd w kierunku Sosnówki. Mnóstwo przewyższeń, podjazdów i tylko praktycznie na końcu dłuższe odcinki szutrowe. Deszczu na szczęście nie było, ale błotne "momenty" i kałuże i tak sprawiły, że sucho przejechać się nie dało. Dystans niby megowy ale trasa była gigowa. Prawdziwe MTB.
Jak można było się spodziewać Michał ruszył z czołem. Ja z Bartkiem Krzyśko przez kilkanaście kilometrów jechaliśmy w miarę równo. Tuż przez podjazdem na Dwa Mosty Bartek odzyskuje siły i zaczyna łapać dystans. Gubię go gdzieś w okolicach Chomontowej.

Treningówka generalnie spisuje się dobrze. Pomijając konieczność użycia większego ciśnienia (dętki a nie mleczko) co wiązało się z mniejszą przyczepnością oraz V-brake'i jechało się całkiem nieźle. Zjazdy na rowerze wyścigowym byłyby lepsze ale ogólnie jestem zadowolony.

Wracając do kwestii "zdarzeń losowych": wczoraj ja skasowałem tylni napęd, Bartek złapał dwa laczki, Michał wygrał. Dzisiaj my z Bartkiem przejechaliśmy cało, za to Michał zerwał łańcuch i 10 km musiał biec.
Ale nie jest źle! Mimo tego Michał ma kosmetyczną stratę do swojego rywala, którą z pewnością odrobi, ale za to dzisiaj udało się drużynowo zająć trzecie miejsce :-D
PS
Zapomniałbym... licznik mnie opuścił gdzieś w okolicach Karpacza...
Kategoria Maratony 2013
Dane wyjazdu:
17.00 km
13.00 km teren
01:04 h
15.94 km/h:
Maks. pr.:51.00 km/h
Temperatura:
HR max:191 ( 96%)
HR avg:179 ( 90%)
Podjazdy: m
Kalorie: 830 kcal
Rower:Kuba :-)
Bike Adventure 2013 - etap I
Czwartek, 4 lipca 2013 · dodano: 04.07.2013 | Komentarze 0
Pogoda nas w tym roku nie rozpieszcza. Dzień przed rozpoczęciem Bike Adventure deszcz zalał całe karkonosze. Miało być mokro. Ranek był już lepszy z zapowiedzią braku deszczu choć chmury gęsto przykrywały niebo.Start w samo południe rozpoczął się kilkukilometrowym podjazem w kierunku Michałowic. Trzymam się swoich "przodowników": Michała Rudla i Brtka Krzyśko, którzy nie odpuszczają czołówki. Czołówka mimo że nie zasówa zbyt mocno to ja trochę czuję wchodzenie w strefę beztlenową. Muszę odpuścić. Michał odjechał z czołem, Bartek jest w zasięgu wzroku. Szybko wjeżdżamy w teren i tu się zaczyna cała zabawa: mnóśtwo śliskich kamieni, sporo bardzo grzązkich kałuż. Nie wiem kiedy zrównałem się z Bartkiem. Czuję jego siłę ale na technicznym zjeździe udaje mi się uzyskać sporą przewagę. Na ok 10'tym kilometrze zaczyna powoli padać. Leśne ścieżki i single udaje się przejechać szybko.
Pierwszy bufet na 15'tym kilometrze praktycznie nieważny. Kubek Enervita i wsiadam w pociąg. Sił starcza, tempo jest dobre, aż coś zablokowało mi tylne koło. To coś co zazwyczaj się nie przytrafia na leśnych szutrowych duktach i nie jest weilką gałęzią robiącą spustoszenie w napędzie. Poszło 7 szprych, wózek przerzutki, hak przerzutki, zerwała się linka przerzutki i wyrwał pancerz. I to by było na tyle z mojej jazdy.
Chłopaki wcale nie miały lepiej: zaczął padać mocny deszcz, który padał jeszcze przez ok dwie godziny. Kiedy mnie zwozili, tuż przed biurem zawodów widzę też wracającego Michała. Z jego gestu podniesionej dłoni widać, że jest zadowolony. Później się dowiaduję dlaczego: pierwsze miejsce w kategorii i spora przewaga na następne wyścigi. W końcu zaczął się odgryzać po wyścigach z defektami. Bartek dojeżdza na 15'tym miejscu. Na 28 miejscu dojeżdża też Janusz Dziedzimowicz z naszego teamu.
Jak to mówią: lipy nie ma. W Jeleniej Górze w rowerowych sklepach co rusz widziałem kogoś z Bike Adventure z defektami. Trasa dzisiejsza jak i jutrzejsza to creme de la creme tras z Karkonoszy, a pogoda tylko podnosi poprzeczkę. Jutro dalsza cześć ścigania. Niestety przesiadam się na rower treningowy. Swoją drogą to dobry stary wyścigowy Wheeler, o którym nie raz myślałem "jak by się na nim ścigało?" :-P
Jutro się przekonam! :-D
Kategoria Maratony 2013
Dane wyjazdu:
76.15 km
75.00 km teren
02:58 h
25.67 km/h:
Maks. pr.:52.00 km/h
Temperatura:25.0
HR max:197 ( 99%)
HR avg:182 ( 91%)
Podjazdy:900 m
Kalorie: 2380 kcal
Rower:Kuba :-)
BM - Wrocław
Sobota, 22 czerwca 2013 · dodano: 25.06.2013 | Komentarze 0
Wyjazd do Wrocławia był trochę z przymusu: nie dość, że płaskość trasy nie zachęcała, to chcąc zrobić generalkę, a nie jeżdżąc na drugi koniec Polski, trzeba było się tu zjawić. Pogoda też nie dawała chwili wytchnienia: tydzień zapowiadał się jak patelnia, a z kolei na 10 km przed Wrocławiem lał deszcz :-/Na szczęście na miejscu przestało padać i były jakieś szanse na lepszą pogodę do jazdy.
Na początek zrobiliśmy teamową sesję zdjęciową,...

...a później już szybko do sektorów (znowu bez rozgrzewki...).

Start odbył się bezproblemowo, leśne ścieżki były na tyle szerokie, że można było i znaleźć swój tor i wyprzedzać w razie konieczności. A konieczność była i to dosyć szybko, bo okazało się, że drugi sektor, z którego startowałem, ma troszkę mniejsze tempo niż moje.

Zatem hop tu, hop tam i do przodu. Po kilku kilometrach w moim rejonie znalazła się Michalina Ziółkowska z Krossa, chyba dojechała gdzieś z tylnych rejonów, a ponieważ czuć było, że ciągnie i dość dynamicznie łyka kogo tylko może, wskoczyłem jej na koło korzystając z takiej okazji. Tempo było ostre więc po jakimś czasie trochę się wyczerpała. Gdy to zauważyłem sam wskoczyłem na przód i dałem zmianę zachęcając do dalszej jazdy.
W ten sposób doszliśmy do Tomka Pawelca, na odcinku który by trochę problematyczny: z jednej strony grupa jechała wolno, z drugiej ominięcie jej wiązało się z koniecznością wskoczenia na boczną, bardzo wyboistą ścieżkę. Z jedne strony za wolno, z drugiej chcąc zrobić skok wydatkuje się zbyt dużo energii.
Michalina nie chciała odpocząć, skoczyła. Ja za nią + dałem hasło Tomkowi aby wskakiwał. I tak poszliśmy, choć już niedługo, bo na krótkim piaszczystym podjeździe Michalina nas zostawiła.
I tak z Tomkiem kołataliśmy się przez jakiś czas póki nie doszedł nasz Mateusz Pikos z mojego teamu. Narzucił od razu mocne tempo każąc wskakiwać na koło. Dzięki niemu zespawaliśmy się z kolejną, większą grupką, którą też prowadził jeden z naszych. W pewnym momencie na czole peletony były trzy lokomotywy Mitutoyo nadające tempo ;-D
Niestety Tomek gdzieś w tym ostrym tempie (powyżej 35 km/h przez las) został.
Nasz pociąg został jednak szybko zweryfikowany, albo raczej zostawkł nas z Mateuszem samych, zjeżdżając na mega. I tak oto zostaliśmy sami we dwójkę. Mateusz musiał się zatrzymać na bufecie (techniczna sprawa) gdzie wyprzedził nas Tomek. Drań jeden nawet nie zwolnił :-D i trzeba było zacząć go ścigać!
To się udało, a że chłopaki były z tych prawdziwych bikerów i ścigaczy, szybko i zgodnie udało się ustalić, że współpracujemy i lecimy razem, a na górkach czekamy na tych odstających,... czyli mnie :-P
W ten sposób przejechaliśmy większą część trasy giga.

Na kilkanaście km przed końcem Tomek skoczył za Szarcem kiedy my z Mateuszem zatrzymaliśmy się na sekundę na bufecie. Ponieważ od tej pory były głównie kręte single przez las nie było za bardzo możliwości dogonić Tomka. Zatem jechaliśmy we dwójkę gdzie Mateusz wykonywał główną pracę pociągową.
I teoretycznie mogłoby być już tak do końca (zostało kilka km) jednak zdarzył się ostatni akcent wyścigu: ostrym tempem wyprzedził nas zawodnik bodajże z Gomoli. Mateusz nie odpuścił i siadł mu na koło, ja z przerażeniem powtórzyłem jego manewr. Z przerażeniem bo od razu stwierdziłem, że nie dam rady, choć jak w sumie okazało się że jednak udawało mi się ich utrzymać.
I znowu: tak mogłoby zostać do końca ale nie. Raz: podczas wymijania megowców i miniowców pomiędzy błotem i kałużami przez przyblokowanie straciłem sekundę co zaowocowało zerwaniem się z koła Mateusza, dwa: przy wymijaniu kolejnej wielkiej na całą szerokość kałuży zahaczyłem rogiem o krzaki i zaliczyłem OTB. Na szczęście bez strat. Zebrałem się i poleciałem samotnie dalej.

Na mecie spotkałem Tomka. Wymieniliśmy się wrażeniami i poszliśmy myć rowery. O dziwo myjki chyba były od Golonki a nie Grabka bo było ich z kilkanaście, dzięki czemu prawie nie czekaliśmy w kolejce.
Kategoria Maratony 2013
Dane wyjazdu:
86.00 km
86.00 km teren
05:22 h
16.02 km/h:
Maks. pr.:62.00 km/h
Temperatura:23.0
HR max:192 ( 96%)
HR avg:168 ( 84%)
Podjazdy:2800 m
Kalorie: 3860 kcal
Rower:Kuba :-)
BM Głuszyca - długo, błotnie, długo....
Niedziela, 9 czerwca 2013 · dodano: 11.06.2013 | Komentarze 2
Pierwsze GIGA w życiu. I to GIGA nie spod tak zwanego "znaku Grabka" (tylko dłużej i ciut wyżej po szutrach leśnych), ale dzięki Strefie MTB Głuszyca prawdziwe górskie i MTB'owskie GIGA. Ciągle tylko góra, dół, góra, dół gdzie nie było ciągnących się zjazdów, a wymagające podjazdy pojawiały się zaraz jak już się myślało, że właśnie jest chwila oddechu.Słowo się rzekło: w tym roku lecę generalkę GIGA u Grabka i nie ma zmiłuj, trzeba było jechać. Dotychczasowo często wykańczały mnie górskie maratony MEGA, a tym razem miałem zrobić jeszcze 20-30 km więcej i 1000 m wyżej wjechać! Generalnie nie do zrobienia w tempie z MEGA. Przerażenie rosło wraz ze zbliżającym się wyjazdem do Głuszycy...
Na forum udało się skrzyknąć towarzyszy wyjazdu, ruszyliśmy o świcie. Ekipa okazała się wyborna, więc i jazda minęła nam bez problemów.
Na miejscu już nie było tak wesoło. Zabrakło czasu na rozgrzewkę a ostatnie czynności przygotowawcze robiłem "w biegu" z obawą czy zdążę. Udało się.
Sektory niestety zapełnione już tak, że "wystawały" poza bramki. Bez paniki, poczekałem, trochę chłopaki się ruszyły i nawet udało się ostatecznie dopchać prawie na początek sektoru gdzie stali moi teamowcy.
Plan był wyważony: byle się nie zakwasić. Żadnego ognia czy ścigania na początku, przez kilkanaście, kilkadziesiąt minut w strefie beztlenowej. Nic z tych rzeczy. Ja się tutaj sprawdzam, a nie ścigam ;-P
Ruszyliśmy spokojnie. Drugi sektor nie gnał, więc można było w miarę bez nerwów kontrolować innych. Podbudowało mnie też to, że podobnie jechał jeden z braci Swatów, Tomek Czerniak i silniejsi zawodnicy z mojego teamu. Nawet w pewnym momencie Jasiu Zozuliński został co mnie zdziwiło.
Pierwsze 20 km są spod znaku jazdy z Tomkiem Czerniakiem. Z przeplatanką ale generalnie równo. Nawet się zdziwiłem ponieważ powinien był jechać szybciej. Trudno określić czy to moja forma jest dobra, czy jego słaba, za to psychicznie zdecydowanie było to budujące. Niestety w okolicach 20'go kilometra coś zaczyna mi stukać miarowo w tylnej oponie, jakby kamyk się zaklinował. Obracam kołem, sprawdzam... o nie. Na centymetr wystaje centralnie wbity gruby gwóźdź. Nie pikuś szpilka, nie pikuś kolec, które szybko się uszczelniają, ale mega gwóźdź...
Cóż, wyciągam i modlę się czy się uszczelni. Na szczęście się uszczelniło po kilku obrotach ale 1/3 powietrza zeszła. Ruszam dalej, żeby opona pracowała i się dobrze uszczelniła. Plan podpompowania zostawiam na później, przed jakimś podjazdem.
Przede mną jakiś biker też łapie podobne przebicie. Jadąc liczył na uszczelnienie. Udało się więc kawałek jedziemy razem. Za chwilę koło totalnie się rozszczelnia i łapie kompletnego kapcia. Ma więcej pecha niż ja.
Przed kolejnym trudniejszym podjazdem szybko próbuję uzupełnić powietrze z naboju. Pierwszy raz w życiu robię "strzała" z CO2 ale udaje się u uzupełniam tylko tyle ile trzeba. Lecę dalej.
Po kilku kilometrach dogania mnie Tomek Zozuliński. Leciał z siódmego sektora, dlatego był tak daleko za mną. On również powinien jechać lepiej jak ja, ale o dziwo tego nie robi. Nawet czasami łapię przewagę. O co chodzi? Tak też przeplataliśmy się do rozjazdu na GIGA: raz Tomek, raz ja, co go wyprzedziłem i zatrzymałem się na bufecie, to zaraz musiałem go gonić znowu ;-)
Na jednej z agrafek:

Do zjazdu GIGA jest w miarę ok. Nie nadwyrężam sił, jadę równo, nie robię wyskoków, bo de facto przede mną jakby drugie MEGA, po przejechaniu już jednego...
Zjazd z GIGA jest dość ostry, ale jak dla mnie to to co tygrysy lubą najbardziej :-D Ostro w dół, sypko, z chwilowymi utratami przyczepności plus obawą o wyhamowanie :-D
Odtąd lecę sam. Samotność długodystansowca. Poznaję ostry, długi i twardy podjazd, który jechałem u Golonki w Wałbrzychu w zeszłym roku. Dobrze, przynajmniej wiem co mnie czeka, a to daje dużo na takich wyścigach ;-)
Za podjazdem oczywiście... w dół. Przede mną strzałka ze skrętem 90* w prawo, więc skręcam. Pamiętam jednak że wcześniej były już sytuacje kiedy takie strzałki były a skręty były delikatne, nawet nie np. 45*. Usilnie więc szukam dla potwierdzenia znaków. Nie ma ich.... Chyba się zgubiłem więc wracam. Tracę ok 2-4 min. Tuż przed właściwym zjazdem przelatuje mi Jasiu Zozuliński. Spinam się i go doganiam.
Nie wierząc w to, że jestem tak silny (złapałem spory dystans nad nim) pytam czy wszystko w porządku, ponieważ powinien lecieć szybciej. Okazuje się że od startu ma problemy żołądkowe + zaciągający młynek więc wszystko leci na środkowej zębatce. Masakra!
Od tej pory (ok 50'ty km) lecimy już razem, każdy swoje ale w sumie to jedziemy równo i też następują przeplatanki: na na zjazdach i podjazdach, Jasiu na prostych ciągnie jak dzik. I w sumie dobrze wypadło, bo dzięki temu 30 km udało się przejechać w dobrym towarzystwie, razem pracując więc i łatwiej było pokonywać na zmęczeniu ten dystans.
Tuż przed metą:
Na końcówce to już Jasiu pracował. Miał ciut mocniejsze tempo niż ja ale na szczęście udawało mi się je utrzymać. Na metę wjeżdżam tuż za Jasiem. Nawet nie śmiałbym go teraz wyprzedzać skoro tak mi pomógł.

Podsumowanie
Baaardzo udany maraton. Wymagający, przejechany w o wiele lepszej formie aniżeli każdy wcześniejsze MEGA. Nawet skurcze nie złapały.
Sporo nieprzyjemnego błota na trasie ale to nic. Urozmaicenie terenu, wiele odcinków technicznych i jazda w wyborowym towarzystwie przyćmiły to błoto. Nawet mozolne czyszczenie roweru nie popsuło tego ;-P
Czy wynik był udany? Większość osób (Jasiu, Tomek Czerniak, Tomek Zozuliński, i chłopaki z teamu) jechało z różnych powodów słabiej niż się spodziewałem więc w sumie nie miałem się do kogo wymiernie porównać. Zająłem czwarte miejsce w kategorii ale... na pięciu uczestników więc sami widzicie ;-P
Jednak wyjawił się jeden cień nadziei: jechałem równo z Tomkiem Czerniakiem, on dogonił Tomka Pawelca, który zdecydowanie jest silniejszy ode mnie. Na podpompowanie straciłem ok 2 min. Na zgubieniu drogi też trochę ale to nadrobiłem dzięki Jasiowi. Tomek Pawelec dojechał na metę 7 minut wcześniej, więc reasumując to nawet w podobnym tempie jechałem, a to już mnie wystarczająco zadowala :-D
Na koniec tylko ominęła mnie dekoracja bo myłem rower w strumieniu. Pal licho 4 miejsce na podium na 5 startujących, to mnie nie rusza, ale za to gdybym tam był to bym miał zdjęcie ze zwycięzcą: Dario Porosiem :-D Ale wtopa, że to przegapiłem :-D
PS
A takie tam... wygrzebane z "umytej" kasety, dzień po maratonie:

Kategoria Fotosos, Góry, Maratony 2013
Dane wyjazdu:
74.80 km
74.80 km teren
03:21 h
22.33 km/h:
Maks. pr.:49.20 km/h
Temperatura:
HR max:189 ( 95%)
HR avg:173 ( 87%)
Podjazdy:1120 m
Kalorie: 2500 kcal
Rower:Kuba :-)
IV Maraton Polkowicki
Sobota, 25 maja 2013 · dodano: 27.05.2013 | Komentarze 0
Wyjazd dla przyjemności i testów przed startami w górach. Testowo żeby sprawdzić czy coś się poprawiło po Dolsku, dla sprawdzenia innego rozłożenia sił począwszy od startu, a przyjemnościowo bo i w Polkowicach nieźle się jeździ i ekipa na wyjazd fajna ;-)Maraton w Polkowicach to 4 rundy po ok 18 km, z sekcją XC, ostrym podjazdem na końcówce i mnóstwem nierówności w lasach.
Na pierwszym kółku jazda raczej zachowawcza. Początkowo z próbą utrzymania swojej ekipy wyjazdowej, jednak ich tempo było ciut silniejsze niż zakładałem więc wolałem odpuścić. Dość łatwo doszedłem do Magdy Hałajczak. Chciałem się podczepić aby sprawdzić swoje możliwości pod jej tempo (w zeszłym sezonie była ode mnie mocniejsza), jednak dosyć szybko zorientowałem się, że mimo wszystko jedzie zbyt wolno i niewielkim nakładem sił pojechałem dalej swoim tempem.
Drugie kółko bez większej rywalizacji, to się pod kogoś podczepiam, to ktoś leci dalej.
Na trzecim okrążaniu zaczyna mi nierówno pracować środkowa zębatka korby, wygląda jakby była skrzywiona i ociera o przerzutkę. Najpierw podejrzewałem obluzowaną linkę przerzutki, później krzywy łańcuch, który raz mi się zakleszczył. Do głowy przyszło mi też że może korba się wysunęła na suporcie ponieważ raz przygrzałem ostro pedałem w ziemię. Nic z tego. Jechać się dało to leciałem dalej. Na ok 3/4 trzeciego okrążenia do tego defektu dołączył się blat. Już ewidentnie zaczął pracować jakby był krzywy. Jednak nie było ku temu powodu, który mógłby to wywołać. Jeśli nie skrzywienie to co? Zatrzymuję się i widzę, że przednie tryby latają - zgubiłem 2 z 4 śrub :-/
Pierwsza myśl: no i trzeba się wycofać na trzecim kółku... Druga: a może dokręcić? Szybkie wyciągnięcie kluczy, dokręcenie i może jakoś dojadę i zobaczymy jak to będzie.
Jazda od tej pory była już w miarę normalna więc podjąłem decyzję o zaliczeniu i czwartego kółka.
Czwarte było bez większych zmian. Bałem się jedynie sekcji XC gdzie w zeszłym roku w tym miejscu dopadły mnie skurcze. Udało się przejechać - plan rozłożenia sił, kadencja dały rezultat.
W środku tego okrążania miałem za sobą jednego zawodnika, którego najpierw urwałem a później obserwowałem jak próbował mnie dogonić. W międzyczasie dojechał do mnie ktoś z "Samochodów użytkowych" na 29'erze. Siadłem na koło, jakiś czas utrzymywałem ale w końcu gdzieś na podjeździe odszedł a przewagę powiększał na nierównościach. I tutaj dobitnie było widać przewagę większych kół. Zdecydowanie poczułem, że wynik byłby lepszy na takim sprzęcie. Polkowickie krótkie nierówności a la kocie łby, usiane praktycznie na całej trasie w stopniu znacznie przewyższającym inne maratony, każdego tradycyjnego górala na 26'' kołach wręcz hamowały.
Końcówka była zdominowana walką z wymienionym wyżej zawodnikiem, który próbował mnie dojść. Odległość od niego to się zwiększała (wręcz znikał mi z oczu) to ni stąd ni zowąd pojawiał się prawie zaraz za mną. Na szczęście udało się utrzymać przewagę do końca, a satysfakcja z wali do końca pozostała.
Kategoria Maratony 2013
Dane wyjazdu:
72.00 km
0.00 km teren
02:54 h
24.83 km/h:
Maks. pr.:56.00 km/h
Temperatura:15.0
HR max:191 ( 96%)
HR avg:171 ( 86%)
Podjazdy: m
Kalorie: 2100 kcal
Rower:Kuba :-)
Każdy maraton to rozrachunek z przygotowaniami.
Niedziela, 21 kwietnia 2013 · dodano: 21.04.2013 | Komentarze 0
Dolsk - pierwszy maraton sezonu. Potraktowany raczej jako weryfikacja przygotowań, wyjazd z ekipą dla dobrej zabawy i wrzucenia organizmu na wysokie obroty. Szaleć nie było co: ani punktów zbierać nie trzeba, ani z kim ścigać się na poważnie nie było bo obsada czołówki była tak mocna.Nasza stałą poznańska ekipa zabrała się z rana busem Rafała, a to zawsze jest fajna przejażdżka. Na miejscu trochę zimno ale na szczęście pojechanie na krótko było dobrym wyjściem.

Na starcie licznie stawiła się moja ekipa teamowa z Politechniki Wrocławskiej, jednak tylko Tomek Pohorecki zdecydował się start w MEGA. Reszta z uwagi na nastawienie w sezonie na XC wybrała maratonowe MINI.
Z Tomkiem umawialiśmy się na przynajmniej z założenia na wspólną jazdę i zmiany, ale start honorowy szybko zweryfikował ten plan rozdzielając nas na znaczną odległość w peletonie. Po starcie widziałem tylko jak Tomek ostro poszedł do przodu pod pierwszy podjazd i tyle go widziałem.
Cóż, zatem ruszyłem na poszukiwania przynajmniej swojej poznańskiej ekipy. W zasięgu wzroku od początku był Jarek. Nie podawał jak na Jarka przystało. Jechałem w jego tempie co nie powinno mieć miejsca. Później go wyprzedziłem nawet i zacząłem się oddalać. W miedzy czasie próbowałem się też trzymać Jasia Zozulińskiego. Wiedziałem, że on będzie podawał mocno i jeśli dam radę to nie zginę. O dziwo jego też udawało mi się wyprzedzać. Wyprzedzać, bo później nadrabiał. W ten sposób doszedłem do grupki gdzie prowadziła Magda Hałajczak. Noooo, tutaj to sobie teraz zobaczymy.
Maga w zeszłym sezonie była na podjazdach ode mnie lepsza. Niewiele szybsza ale konsekwentna bez względu na długość podjazdów, co dawało jej zawsze dodatkowe metry przewagi. W zeszłym roku w Dolsku w ogóle była w grupie nieosiągalnej dla mnie.
A tu? 15-20 km a ja trzymam :-D Nawet w pewnym momencie czułem że jest dla mnie za wolno więc wszedłem na czoło tej grupy. Fajnie było :-) tym bardziej, że czułem że nie jest to jazda na maksa, tylko z małym marginesem. Na mecie się okazało, że gdzieś po tym wyprzedzeniu złapała kapcia, więc nie było mi dane do końca odnieść swojej formy w odniesieniu do jej osoby, tak jak chciałem to zrobić.
Wszystko było fajnie do ok 30-40 km. Coś zacząłem się czuć niewyraźnie. Nie za mocno ale mimo wszystko. I tak już zostało niestety do końca: coś w stylu połowicznego odcięcia. Nie był to brak izotoników, żeli czy też dobrego śniadania. To raczej brak w przygotowaniu długotrwałego wysiłku na wysokich obrotach. Świadczy o tym fakt, że pierwszą część jechało mi się dobrze, a nie zarzynałem się na niej. Dodatkowo udawało mi się utrzymywać osoby lepsze w zeszłym sezonie. To jest plus przygotowania zimowego. Wytrzymałość trzeba będzie jednak poprawić. Jeszcze jednym plusem z przygotowań były dobrze odrobione lekcje z kadencji :-P Jak było potrzeba to pomagały. Poza tym nie zajechałem nóg i nie zakwasiłem ich co wyraźnie mogłem zauważyć podczas wyścigu jak i po nim.
Niestety owo połowiczne odcięcie nie pozwoliło walczyć w drugiej części tak jakbym chciał. Poskutkowało to dogonieniem mnie przez Jarka i zostawieniem w tyle. Wiele też osób "łykało" mnie jak chciało i tak naprawdę tylko na ostatnich kilometrach udało mi się podczepić i utrzymać jedną trójkę. Udało mi się też tam trochę popracować z prowadzącym dając mu zmiany. O tyle dobrze w całości. Organizm widać potrafił się też i tu jeszcze trochę regenerować.
Zaskoczeniem jednak totalnym był dla mnie wynik Tomka Pohereckiego. Jego start był bardzo dobry i zdecydowanie zaskoczył wynikiem. Brawo.
Teamowa załoga też się spisała nieźle bo rozgromiła MINI kasując drugą i trzecią pozycję!

Jeszcze tylko zdjęcie z nową flagą teamu i do domu:

Kategoria Maratony 2013