Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi RedRider z miasteczka Poznań. Mam przejechane 12028.20 kilometrów w tym 3362.83 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 24.13 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy RedRider.bikestats.pl
Dane wyjazdu:
27.00 km 0.00 km teren
01:00 h 27.00 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max:168 ( 84%)
HR avg:120 ( 60%)
Podjazdy: m
Kalorie: 350 kcal
Rower:Trenażer

T.

Niedziela, 30 czerwca 2013 · dodano: 30.06.2013 | Komentarze 0

.
Kategoria T.


Dane wyjazdu:
40.50 km 0.00 km teren
02:21 h 17.23 km/h:
Maks. pr.:49.00 km/h
Temperatura:
HR max:181 ( 91%)
HR avg:155 ( 78%)
Podjazdy:900 m
Kalorie: 1420 kcal
Rower:Kuba :-)

Trochę pracy... 2x XC Morasko.

Sobota, 29 czerwca 2013 · dodano: 29.06.2013 | Komentarze 0

Miało być w miarę długo i średnio mocno ale nie chciało mi się gdzieś dalej jechać więc "pracę" wykonałem na Morasku robiąc dwa kółka a nie jedno jak zazwyczaj ;-P
Poza tym musiałem sprawdzić uszczelnienie nowo zalanego NN na przodzie, tym bardziej, że dałem taśmę "pod dętkę", a wentyl samochodowy ze starej dętki. I nieźle działa ]:->

1) 52:32 158/182
2) 48:17 163/182

Kad. 70
Kategoria Morasko


Dane wyjazdu:
63.50 km 30.00 km teren
02:20 h 27.21 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max:185 ( 93%)
HR avg:161 ( 81%)
Podjazdy: m
Kalorie: 1600 kcal
Rower:Kuba :-)

Próba sił na hopkach po WPN'ie

Niedziela, 23 czerwca 2013 · dodano: 23.06.2013 | Komentarze 0

Za półtorej tygodnia Bike Adventure, a ja nie wiem czy i jak podołam. Codziennie maraton przez cztery dni pod rząd?

Po wczorajszym maratonie we Wrocławiu postanowiłem dzisiaj zmierzyć się ze swoją kondycją, sprawdzić czy i jak mogę jechać.

Nie jest źle: tempo całkiem mocne jak na możliwości. Na szczęście nie odcięło mnie ani nie czułem zdecydowanie mniejszych sił. Noga nawet nieźle podawała, tak jakby po wczorajszym maratonie nie regenerowała się wręcz dostała mocniejszego kopa. Fakt, trochę sił było mniej, wiem z na co mogę sobie pozwolić, więc to już coś daje w kwestii możliwości rozplanowania sił.
Kategoria WPN


Dane wyjazdu:
76.15 km 75.00 km teren
02:58 h 25.67 km/h:
Maks. pr.:52.00 km/h
Temperatura:25.0
HR max:197 ( 99%)
HR avg:182 ( 91%)
Podjazdy:900 m
Kalorie: 2380 kcal
Rower:Kuba :-)

BM - Wrocław

Sobota, 22 czerwca 2013 · dodano: 25.06.2013 | Komentarze 0

Wyjazd do Wrocławia był trochę z przymusu: nie dość, że płaskość trasy nie zachęcała, to chcąc zrobić generalkę, a nie jeżdżąc na drugi koniec Polski, trzeba było się tu zjawić. Pogoda też nie dawała chwili wytchnienia: tydzień zapowiadał się jak patelnia, a z kolei na 10 km przed Wrocławiem lał deszcz :-/

Na szczęście na miejscu przestało padać i były jakieś szanse na lepszą pogodę do jazdy.

Na początek zrobiliśmy teamową sesję zdjęciową,...



...a później już szybko do sektorów (znowu bez rozgrzewki...).



Start odbył się bezproblemowo, leśne ścieżki były na tyle szerokie, że można było i znaleźć swój tor i wyprzedzać w razie konieczności. A konieczność była i to dosyć szybko, bo okazało się, że drugi sektor, z którego startowałem, ma troszkę mniejsze tempo niż moje.



Zatem hop tu, hop tam i do przodu. Po kilku kilometrach w moim rejonie znalazła się Michalina Ziółkowska z Krossa, chyba dojechała gdzieś z tylnych rejonów, a ponieważ czuć było, że ciągnie i dość dynamicznie łyka kogo tylko może, wskoczyłem jej na koło korzystając z takiej okazji. Tempo było ostre więc po jakimś czasie trochę się wyczerpała. Gdy to zauważyłem sam wskoczyłem na przód i dałem zmianę zachęcając do dalszej jazdy.

W ten sposób doszliśmy do Tomka Pawelca, na odcinku który by trochę problematyczny: z jednej strony grupa jechała wolno, z drugiej ominięcie jej wiązało się z koniecznością wskoczenia na boczną, bardzo wyboistą ścieżkę. Z jedne strony za wolno, z drugiej chcąc zrobić skok wydatkuje się zbyt dużo energii.

Michalina nie chciała odpocząć, skoczyła. Ja za nią + dałem hasło Tomkowi aby wskakiwał. I tak poszliśmy, choć już niedługo, bo na krótkim piaszczystym podjeździe Michalina nas zostawiła.

I tak z Tomkiem kołataliśmy się przez jakiś czas póki nie doszedł nasz Mateusz Pikos z mojego teamu. Narzucił od razu mocne tempo każąc wskakiwać na koło. Dzięki niemu zespawaliśmy się z kolejną, większą grupką, którą też prowadził jeden z naszych. W pewnym momencie na czole peletony były trzy lokomotywy Mitutoyo nadające tempo ;-D
Niestety Tomek gdzieś w tym ostrym tempie (powyżej 35 km/h przez las) został.

Nasz pociąg został jednak szybko zweryfikowany, albo raczej zostawkł nas z Mateuszem samych, zjeżdżając na mega. I tak oto zostaliśmy sami we dwójkę. Mateusz musiał się zatrzymać na bufecie (techniczna sprawa) gdzie wyprzedził nas Tomek. Drań jeden nawet nie zwolnił :-D i trzeba było zacząć go ścigać!

To się udało, a że chłopaki były z tych prawdziwych bikerów i ścigaczy, szybko i zgodnie udało się ustalić, że współpracujemy i lecimy razem, a na górkach czekamy na tych odstających,... czyli mnie :-P

W ten sposób przejechaliśmy większą część trasy giga.



Na kilkanaście km przed końcem Tomek skoczył za Szarcem kiedy my z Mateuszem zatrzymaliśmy się na sekundę na bufecie. Ponieważ od tej pory były głównie kręte single przez las nie było za bardzo możliwości dogonić Tomka. Zatem jechaliśmy we dwójkę gdzie Mateusz wykonywał główną pracę pociągową.

I teoretycznie mogłoby być już tak do końca (zostało kilka km) jednak zdarzył się ostatni akcent wyścigu: ostrym tempem wyprzedził nas zawodnik bodajże z Gomoli. Mateusz nie odpuścił i siadł mu na koło, ja z przerażeniem powtórzyłem jego manewr. Z przerażeniem bo od razu stwierdziłem, że nie dam rady, choć jak w sumie okazało się że jednak udawało mi się ich utrzymać.

I znowu: tak mogłoby zostać do końca ale nie. Raz: podczas wymijania megowców i miniowców pomiędzy błotem i kałużami przez przyblokowanie straciłem sekundę co zaowocowało zerwaniem się z koła Mateusza, dwa: przy wymijaniu kolejnej wielkiej na całą szerokość kałuży zahaczyłem rogiem o krzaki i zaliczyłem OTB. Na szczęście bez strat. Zebrałem się i poleciałem samotnie dalej.



Na mecie spotkałem Tomka. Wymieniliśmy się wrażeniami i poszliśmy myć rowery. O dziwo myjki chyba były od Golonki a nie Grabka bo było ich z kilkanaście, dzięki czemu prawie nie czekaliśmy w kolejce.
Kategoria Maratony 2013


Dane wyjazdu:
26.00 km 12.00 km teren
01:24 h 18.57 km/h:
Maks. pr.:43.00 km/h
Temperatura:32.0
HR max:183 ( 92%)
HR avg:147 ( 74%)
Podjazdy:460 m
Kalorie: 950 kcal
Rower:Kuba :-)

Morasko XC

Czwartek, 20 czerwca 2013 · dodano: 21.06.2013 | Komentarze 4

Jedna spokojna runda. Sprawdzanie na nowo uszczelnionej opony.
Pierwszy raz sam, w jednym ciągu bez robienia przerw.

48:55 160/185

kad.70
Kategoria Morasko


Dane wyjazdu:
20.00 km 0.00 km teren
00:50 h 24.00 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max:166 ( 83%)
HR avg:127 ( 64%)
Podjazdy: m
Kalorie: 370 kcal

Takie tam.

Poniedziałek, 17 czerwca 2013 · dodano: 17.06.2013 | Komentarze 0

.


Dane wyjazdu:
78.40 km 50.00 km teren
03:05 h 25.43 km/h:
Maks. pr.:53.00 km/h
Temperatura:27.0
HR max:190 ( 95%)
HR avg:155 ( 78%)
Podjazdy: m
Kalorie: 2000 kcal

Hopki w WPN'ie

Niedziela, 16 czerwca 2013 · dodano: 16.06.2013 | Komentarze 0

Niedzielny wypad z podwójną pętlą na hopkach w WPN'ie w towarzystwie Jarka. 80 km pracy i 3 godziny jeżdżenia.
Kategoria WPN


Dane wyjazdu:
32.00 km 12.00 km teren
01:46 h 18.11 km/h:
Maks. pr.:44.00 km/h
Temperatura:
HR max:189 ( 95%)
HR avg:150 ( 75%)
Podjazdy:460 m
Kalorie: 1100 kcal

Morasko XC

Sobota, 15 czerwca 2013 · dodano: 15.06.2013 | Komentarze 0

Kad. 70
Kategoria Morasko


Dane wyjazdu:
65.50 km 0.00 km teren
02:06 h 31.19 km/h:
Maks. pr.:46.00 km/h
Temperatura:29.0
HR max:192 ( 96%)
HR avg:165 ( 83%)
Podjazdy: m
Kalorie: 1460 kcal

Objezierze

Czwartek, 13 czerwca 2013 · dodano: 13.06.2013 | Komentarze 0

Ostra runda z Jarkiem i dwoma Rafałami. Połowa z niezłym wiatrem bocznym ale pchającym, powrót z mordewindem.
Kategoria Objezierze


Dane wyjazdu:
86.00 km 86.00 km teren
05:22 h 16.02 km/h:
Maks. pr.:62.00 km/h
Temperatura:23.0
HR max:192 ( 96%)
HR avg:168 ( 84%)
Podjazdy:2800 m
Kalorie: 3860 kcal
Rower:Kuba :-)

BM Głuszyca - długo, błotnie, długo....

Niedziela, 9 czerwca 2013 · dodano: 11.06.2013 | Komentarze 2

Pierwsze GIGA w życiu. I to GIGA nie spod tak zwanego "znaku Grabka" (tylko dłużej i ciut wyżej po szutrach leśnych), ale dzięki Strefie MTB Głuszyca prawdziwe górskie i MTB'owskie GIGA. Ciągle tylko góra, dół, góra, dół gdzie nie było ciągnących się zjazdów, a wymagające podjazdy pojawiały się zaraz jak już się myślało, że właśnie jest chwila oddechu.

Słowo się rzekło: w tym roku lecę generalkę GIGA u Grabka i nie ma zmiłuj, trzeba było jechać. Dotychczasowo często wykańczały mnie górskie maratony MEGA, a tym razem miałem zrobić jeszcze 20-30 km więcej i 1000 m wyżej wjechać! Generalnie nie do zrobienia w tempie z MEGA. Przerażenie rosło wraz ze zbliżającym się wyjazdem do Głuszycy...

Na forum udało się skrzyknąć towarzyszy wyjazdu, ruszyliśmy o świcie. Ekipa okazała się wyborna, więc i jazda minęła nam bez problemów.

Na miejscu już nie było tak wesoło. Zabrakło czasu na rozgrzewkę a ostatnie czynności przygotowawcze robiłem "w biegu" z obawą czy zdążę. Udało się.

Sektory niestety zapełnione już tak, że "wystawały" poza bramki. Bez paniki, poczekałem, trochę chłopaki się ruszyły i nawet udało się ostatecznie dopchać prawie na początek sektoru gdzie stali moi teamowcy.

Plan był wyważony: byle się nie zakwasić. Żadnego ognia czy ścigania na początku, przez kilkanaście, kilkadziesiąt minut w strefie beztlenowej. Nic z tych rzeczy. Ja się tutaj sprawdzam, a nie ścigam ;-P

Ruszyliśmy spokojnie. Drugi sektor nie gnał, więc można było w miarę bez nerwów kontrolować innych. Podbudowało mnie też to, że podobnie jechał jeden z braci Swatów, Tomek Czerniak i silniejsi zawodnicy z mojego teamu. Nawet w pewnym momencie Jasiu Zozuliński został co mnie zdziwiło.

Pierwsze 20 km są spod znaku jazdy z Tomkiem Czerniakiem. Z przeplatanką ale generalnie równo. Nawet się zdziwiłem ponieważ powinien był jechać szybciej. Trudno określić czy to moja forma jest dobra, czy jego słaba, za to psychicznie zdecydowanie było to budujące. Niestety w okolicach 20'go kilometra coś zaczyna mi stukać miarowo w tylnej oponie, jakby kamyk się zaklinował. Obracam kołem, sprawdzam... o nie. Na centymetr wystaje centralnie wbity gruby gwóźdź. Nie pikuś szpilka, nie pikuś kolec, które szybko się uszczelniają, ale mega gwóźdź...

Cóż, wyciągam i modlę się czy się uszczelni. Na szczęście się uszczelniło po kilku obrotach ale 1/3 powietrza zeszła. Ruszam dalej, żeby opona pracowała i się dobrze uszczelniła. Plan podpompowania zostawiam na później, przed jakimś podjazdem.

Przede mną jakiś biker też łapie podobne przebicie. Jadąc liczył na uszczelnienie. Udało się więc kawałek jedziemy razem. Za chwilę koło totalnie się rozszczelnia i łapie kompletnego kapcia. Ma więcej pecha niż ja.

Przed kolejnym trudniejszym podjazdem szybko próbuję uzupełnić powietrze z naboju. Pierwszy raz w życiu robię "strzała" z CO2 ale udaje się u uzupełniam tylko tyle ile trzeba. Lecę dalej.

Po kilku kilometrach dogania mnie Tomek Zozuliński. Leciał z siódmego sektora, dlatego był tak daleko za mną. On również powinien jechać lepiej jak ja, ale o dziwo tego nie robi. Nawet czasami łapię przewagę. O co chodzi? Tak też przeplataliśmy się do rozjazdu na GIGA: raz Tomek, raz ja, co go wyprzedziłem i zatrzymałem się na bufecie, to zaraz musiałem go gonić znowu ;-)

Na jednej z agrafek:



Do zjazdu GIGA jest w miarę ok. Nie nadwyrężam sił, jadę równo, nie robię wyskoków, bo de facto przede mną jakby drugie MEGA, po przejechaniu już jednego...

Zjazd z GIGA jest dość ostry, ale jak dla mnie to to co tygrysy lubą najbardziej :-D Ostro w dół, sypko, z chwilowymi utratami przyczepności plus obawą o wyhamowanie :-D

Odtąd lecę sam. Samotność długodystansowca. Poznaję ostry, długi i twardy podjazd, który jechałem u Golonki w Wałbrzychu w zeszłym roku. Dobrze, przynajmniej wiem co mnie czeka, a to daje dużo na takich wyścigach ;-)

Za podjazdem oczywiście... w dół. Przede mną strzałka ze skrętem 90* w prawo, więc skręcam. Pamiętam jednak że wcześniej były już sytuacje kiedy takie strzałki były a skręty były delikatne, nawet nie np. 45*. Usilnie więc szukam dla potwierdzenia znaków. Nie ma ich.... Chyba się zgubiłem więc wracam. Tracę ok 2-4 min. Tuż przed właściwym zjazdem przelatuje mi Jasiu Zozuliński. Spinam się i go doganiam.

Nie wierząc w to, że jestem tak silny (złapałem spory dystans nad nim) pytam czy wszystko w porządku, ponieważ powinien lecieć szybciej. Okazuje się że od startu ma problemy żołądkowe + zaciągający młynek więc wszystko leci na środkowej zębatce. Masakra!

Od tej pory (ok 50'ty km) lecimy już razem, każdy swoje ale w sumie to jedziemy równo i też następują przeplatanki: na na zjazdach i podjazdach, Jasiu na prostych ciągnie jak dzik. I w sumie dobrze wypadło, bo dzięki temu 30 km udało się przejechać w dobrym towarzystwie, razem pracując więc i łatwiej było pokonywać na zmęczeniu ten dystans.

Tuż przed metą:


Na końcówce to już Jasiu pracował. Miał ciut mocniejsze tempo niż ja ale na szczęście udawało mi się je utrzymać. Na metę wjeżdżam tuż za Jasiem. Nawet nie śmiałbym go teraz wyprzedzać skoro tak mi pomógł.



Podsumowanie

Baaardzo udany maraton. Wymagający, przejechany w o wiele lepszej formie aniżeli każdy wcześniejsze MEGA. Nawet skurcze nie złapały.

Sporo nieprzyjemnego błota na trasie ale to nic. Urozmaicenie terenu, wiele odcinków technicznych i jazda w wyborowym towarzystwie przyćmiły to błoto. Nawet mozolne czyszczenie roweru nie popsuło tego ;-P

Czy wynik był udany? Większość osób (Jasiu, Tomek Czerniak, Tomek Zozuliński, i chłopaki z teamu) jechało z różnych powodów słabiej niż się spodziewałem więc w sumie nie miałem się do kogo wymiernie porównać. Zająłem czwarte miejsce w kategorii ale... na pięciu uczestników więc sami widzicie ;-P

Jednak wyjawił się jeden cień nadziei: jechałem równo z Tomkiem Czerniakiem, on dogonił Tomka Pawelca, który zdecydowanie jest silniejszy ode mnie. Na podpompowanie straciłem ok 2 min. Na zgubieniu drogi też trochę ale to nadrobiłem dzięki Jasiowi. Tomek Pawelec dojechał na metę 7 minut wcześniej, więc reasumując to nawet w podobnym tempie jechałem, a to już mnie wystarczająco zadowala :-D

Na koniec tylko ominęła mnie dekoracja bo myłem rower w strumieniu. Pal licho 4 miejsce na podium na 5 startujących, to mnie nie rusza, ale za to gdybym tam był to bym miał zdjęcie ze zwycięzcą: Dario Porosiem :-D Ale wtopa, że to przegapiłem :-D

PS
A takie tam... wygrzebane z "umytej" kasety, dzień po maratonie: